Latająca wiewiórka

Niektórzy z nas chcieli być w dzieciństwie strażakami, inni lekarzami, prawnikami. Jeb Corliss chciał latać o własnych siłach. Od zawsze!
latajaca wiewiorka.jpg


Łaknienie adrenaliny u tego urodzonego w 1976 roku Amerykanina, odezwało się już w czasach szkolnych. Mając 16 lat zaczął nurkować z rekinami, a jego zwierzątkami domowymi były grzechotniki i skorpiony. Osiągając pełnoletniość, pierwszy raz doświadczył skoków BASE. Na razie w telewizji. Oczy zaświeciły mu się jak gdyby zobaczył, ówczesną seksbombę, Sabrinę Salermo nago! Cztery lata cierpliwie szlifował rzemiosło i kompletował sprzęt, by w końcu oddać swój pierwszy skok z mostu w Północnej Kalifornii. Wpadł w nałóg, z którego nie może wyjść do dziś. Skakał m.in. z Wieży Eiffla, Petronas Towers w Kuala Lumpur, mostu Golden Gate, a także w głębokiej na niemal kilometr jaskini w Chinach. Najświeższą zajawką Jeba jest latanie na wingsuit („strój latającej wiewiórki”).

Z racji swojego uzależnienia od przyspieszonego tętna, nie jest to zwykłe latanie. Amerykanin przesuwa sobie granicę coraz dalej. A właściwie coraz bliżej… ziemi! W swoich popisówkach szybuje kilkanaście centymetrów nad skałami i polami ryzykując otrzymaniem prawdziwych skrzydeł, anielich.



To, co go absorbuje najbardziej, to The Wingsuit Landing Project. Chodzi o to, by z prędkości 190 km/h wylądować na ziemi nie używając spadochronu. Jeb nie zdradza zbyt wielu szczegółów, gdyż na ten wyczyn chrapkę mają jego koledzy „po fachu”.

W ramach przygotowań do tego projektu, 16 stycznia 2012 roku, Jeb skoczył z wingsuitem z Góry Stołowej w RPA. Planował dotknąć rękoma balony podczepione kilkanaście centymetrów nad półką skalną, po czym miał polecieć dalej wzdłuż wzniesienia i wylądować bezpiecznie przy użyciu spadochronu. Tego dnia skoczek dostał dawkę adrenaliny o jakiej nawet nie śnił! Bardziej widoczny – czarny balon – zaplątany przez wiatr obniżył się o kilka centymetrów i był właściwie na równi z półką skalną, za którą Jeb miał zanurkować. Corliss przez tę sytuację, chwilę przed zetknięciem z powiewającymi znacznikami, skorygował pozycję, by zejść jeszcze niżej. Nabrał przy tym prędkości. W pewnym momencie uderzył w skałę! Przy prędkości 200 km/h zahaczył o próg i przekoziołkował w powietrzu lecąc dalej jak szmaciana lalka…

Koledzy nie wiedzieli czy wzywać śmigłowiec ratunkowy, czy karawan i coronera. Trochę łudząc się wezwali jednak pomoc. Po zejściu okazało się, że Jeb żyje, ale nie wiadomo jak długo ten stan się utrzyma. Na szczęście dla tego łowcy adrenaliny, przeżył i, o dziwo, zachował obie nogi! Pogruchotał obie nogi, prawie nie miał skóry na piszczelach, pozrywał mięśnie i więzadła. Jednak po sześciu tygodniach wyszedł ze szpitala i zaczął intensywną rehabilitację. Po wypadku powiedział, że miał rozterkę, czy otworzyć spadochron i umrzeć w okrutnych męczarniach, czy lecieć bezwładnie i zginąć szybko, bezboleśnie.

Kolejny projekt Jeba Colissa będzie odwzorowaniem lotu w RPA, z tym że teraz obiecuje kontrolować odległość i przebić balonik…

JEB UDERZA W SKAŁY


Dodał(a): gianni Piątek 13.04.2012