Mechanika futbolu, czyli jakimi prawami rządzi się piłka nożna

Myślisz, że skoro nałogowo oglądasz transmisje meczów piłki nożnej, to wiesz wszystko o piłce nożnej i mechanizmach, które nią rządzą? Przeczytaj fragmenty książki „Futbonomia”, a przekonasz się, jak często to, co wydaje ci się, że widzisz, odbiega od prawdy.
iStock-870000066.jpg

Kilka lat temu dział analiz klubu Manchester City przeprowadził badania dotyczące rzutów rożnych. Obejrzeli ponad 400 „rogów” i doszli do następującego wniosku: najbardziej niebezpieczne jest zagranie na krótki słupek. Przedstawili wyniki badań ówczesnemu menedżerowi klubu, Roberto Manciniemu, który, podobnie jak większość innych menedżerów, był wcześniej zawodnikiem. Mancini wysłuchał analityków. Następnie powiedział: „Grałem przez wiele lat i wiem, że lepsze są zagrania na długi słupek”. Mylił się, a my wiemy, dlaczego: po zagraniach na długi słupek padają czasami piękne bramki (piłka wzbija się w powietrze, a zawodnik potężnym uderzeniem głowy posyła ją w siatkę), które na długo pozostają ludziom w pamięci. O chaotycznych bramkach, zdobytych po zagraniach na krótki słupek, nikt raczej nie pamięta.

Ta historia pokazuje, w jakim miejscu znajduje się dziś piłka nożna. Z jednej strony, liczby odgrywają w sporcie coraz większą rolę. Z drugiej strony statystykę w futbolu wielu wciąż traktuje podejrzliwie, widząc w niej zagrożenie, a nie pomocne narzędzie.

Błędy transferowe
W 2013 roku europejskie kluby zapłaciły sobie nawzajem łącznie nieco ponad 3,5 mld funtów w ramach opłat transferowych. Niestety, większość tych pieniędzy została zmarnowana. Najgorszym momentem na zakup piłkarza jest lato po zakończonym wielkim turnieju. Każdy widział, jak dobrze wypadł taki zawodnik, a piłkarz jest z reguły zmęczony i zadowolony z powodu sukcesów. Po odejściu z Manchesteru Ferguson przyznał: „Zawsze ostrożnie podchodziłem do kupowania zawodników po ich występach w turniejach. Zrobiłem tak po mistrzostwach Europy w 1996 r. i ściągnąłem Jordiego Cruyffa i Karela Poborskiego. Obaj świetnie zaprezentowali się na turnieju, ale latem nie widziałem u nich podobnej skuteczności. Nie byli złymi zawodnikami, ale czasami piłkarze się motywują i przygotowują do mistrzostw świata albo Europy, a później trochę schodzi z nich powietrze”.

Ponadto, sprowadzając zawodnika po udanym turnieju, oceniasz jego grę na podstawie niewielkiej liczby spotkań. Weźmy np. decyzję Arsenalu, który w lipcu 1992 roku kupił duńskiego środkowego pomocnika Johna Jensena. W poprzednim miesiącu w finałowym meczu mistrzostw Europy z Niemcami Jensen zdobył wspaniałą bramkę z dystansu. George Graham, ówczesny menedżer Arsenalu, oświadczył, że Jensen to bramkostrzelny środkowy pomocnik. Rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Gol w meczu z Niemcami był jednorazowym wyczynem Jensena. Piłkarz ten całe lata grał później dla Arsenalu, nie zdobywając ani jednej bramki. Z czasem ten brak skuteczności zrobił z niego postać kultową – za każdym razem, kiedy Jensen dostawał podanie, nawet we własnym polu karnym, rozbawieni kibice na stadionie w Highbury krzyczeli: „Strzelaj!”. Kiedy w 1996 roku odchodził z Arsenalu, miał na koncie jedną bramkę zdobytą w ciągu czterech lat. (Fani Arsenalu drukowali sobie na koszulkach napisy: „Byłem tam, gdy John Jensen strzelił gola”). Błędem Grahama było prognozowanie skuteczności piłkarza na podstawie jednego słynnego strzału. To przykład tak zwanej „heurystyki dostępności”: im silniej dana informacja zapada w pamięć, tym większy wpływ wywiera na nasze decyzje, nawet jeśli sama w sobie jest nieistotna.

Stare trzydziestolatki

Wszyscy piłkarze to topniejące bloki lodu. Zadaniem klubu jest ocenić tempo, w jakim topnieją, i pozbyć się ich, zanim zmienią się w kosztowne kałuże. Prawdopodobnie dlatego, że Wenger był jednym z pierwszych menedżerów oceniających zawodników na podstawie danych statystycznych, zauważył, że starsi zawodnicy tracą formę wcześniej, niż się powszechnie uważa. Kiedy Dennis Bergkamp przekroczył trzydziestkę, Wenger zaczął zastępować go pod koniec meczów innymi zawodnikami. Jeśli Holender na to narzekał, menedżer prezentował mu po prostu statystyki ze spotkania i mówił: „Słuchaj, Dennis, po 70 minutach zacząłeś mniej biegać. I biegałeś wolniej”.

Wenger często pozwala swoim obrońcom grać do około 35. roku życia, ale pomocników i napastników pozbywa się znacznie wcześniej. Thierry’ego Henry’ego sprzedał za 16 milionów funtów w wieku 29 lat, Patricka Vieirę za 14 mln w wieku 29 lat, Emmanuela Petita za 7 mln w wieku 29 lat, a Marca Overmarsa za 25 mln w wieku 27 lat – żaden z nich po odejściu z Arsenalu nie grał już tak dobrze jak wcześniej. „W futbolu, podobnie jak na giełdzie, bardzo ważne jest, aby sprzedawać we właściwej chwili. Menedżer zawsze powinien wypatrywać oznak pogorszenia formy zespołu w momentach jego sukcesów i sprzedawać odpowiedzialnych za to zawodników, zanim potencjalny kupiec będzie w stanie te oznaki dostrzec”. (Billy Beane opisał to nieco innymi słowami: „Musisz być ciągle na czasie. Inaczej masz przejebane”).

Ale są wyjątki...
Kolejnym zwiastunem zbliżającego się przewrotu w futbolu jest Milan Lab. Już jakiś czas temu lekarze zespołu AC Milan zorientowali się, że dzięki obserwacji skoków danego zawodnika mogą z 70–procentowym prawdopodobieństwem przewidzieć grożące mu w najbliższej przyszłości kontuzje. Następnie zaczęli codzienne badania zmęczenia mięśniowego zawodników, ruchu ich gałek ocznych, zmian pulsu, oddechu i wielu innych, mniej lub bardziej oczywistych czynników. Do roku 2013 przeprowadzili 1,2 miliona testów na zawodnikach Milanu, gromadząc miliony danych dotyczących nawet najdrobniejszych ich kontuzji, a przy okazji poznając sekret wiecznej młodości. (Nadal jest to sekret: żaden inny klub nie posiada takiego laboratorium, a Milan wciąż nie ujawnił wyników swoich badań, dlatego też zawodnicy innych zespołów niedługo po ukończeniu trzydziestu lat nie nadają się już do gry). Większość piłkarzy z pierwszego składu Milanu, który w 2007 roku pokonał Liverpool w finale Ligi Mistrzów, miała 31 lat albo więcej. Paolo Maldini liczył sobie wtedy 38 lat, a zdobywca obydwu bramek zespołu, Filippo Inzaghi – 33. W dużej mierze zwycięstwo to odniosły zatem laboratorium klubu i jego baza danych.

Bez znieczulenia
Przez całe dekady kluby popełniały koszmarne błędy podczas relokacji zawodników: jedną z najgorzej przeprowadzonych był zakup Nicolasa Anelki przez Real Madryt w 1999 roku. Pół godziny rozmowy z Anelką wystarczy, żeby stwierdzić, że jest on zapatrzony w siebie, boi się innych ludzi i niełatwo nawiązuje kontakty. Z pewnością nie jest też poliglotą, bo po ponad dekadzie w Wielkiej Brytanii nadal słabo mówi po angielsku. To przykład zawodnika, który naprawdę potrzebuje konsultanta ds. relokacji. Real kupił go z Arsenalu za 22 mln funtów. Władze klubu nie wydały następnie ani funta, aby pomóc mu przystosować się do nowych warunków.

Pierwszego dnia ten nieśmiały, zawstydzony 20–latek pojawił się w siedzibie klubu, ale nie było nikogo, kto mógłby pokazać mu, gdzie co się znajduje. Nie przydzielono mu nawet szafki w szatni. Kilkakrotnie zajmował więc z pozoru wolną szafkę, ale potem pojawiał się jakiś zawodnik, do którego należała, więc Anelka musiał przenosić rzeczy do kolejnej. Najprawdopodobniej piłkarz nie powiedział nikomu z Realu o swoich problemach. Porozmawiał za to z dziennikarzem „France Football”. „Jestem sam przeciwko reszcie drużyny” – oświadczył. Być może był paranoikiem, ale miał rację.

Inni zawodnicy naprawdę go nie lubili. Przede wszystkim jednak nie mieli okazji go poznać, bo nikt im go nawet nie przedstawił. Piłkarz opowiadał później, że od władz Realu usłyszał tylko, iż ma „sam o siebie zadbać”. Klub przyjął dziwnie materialistyczne założenie, że pensja Anelki powinna zdeterminować jego zachowanie. Było to niezbyt mądre. Jeśli płacisz 22 mln za niedojrzałego młodego pracownika, pozostawienie go samemu sobie nie jest dobrym rozwiązaniem.

Za rączkę

W 2011 roku City zwerbował Sergio Aguero. Nikt nie wątpił w talent młodego napastnika. Wielu obawiało się natomiast, że nie odnajdzie się w angielskim futbolu i deszczowej, małomiasteczkowej rzeczywistości. Kwota 38 mln funtów, jaką na niego wydano, wydawała się szaleńczo wysoka, nawet jak na Manchester City. W swoim debiutanckim meczu Aguero zdobył jednak dwie bramki. Pierwszy sezon w Anglii ukończył z 30 golami na koncie – jednego z nich strzelił Queens Park Rangers w ostatnich sekundach ostatniego meczu sezonu, zapewniając City pierwsze mistrzostwo ligi od 1968 roku. Aguero odniósł sukces częściowo dzięki doskonałemu podejściu City do kwestii jego przenosin. Gavin Fleig, szef działu analiz w klubie, powiedział nam: „Uważa się, że standardowy okres przystosowania zagranicznego zawodnika do nowych warunków wynosi około roku. My załatwiliśmy to tak, że od momentu podpisania kontraktu do chwili, kiedy Sergio mieszkał we własnym domu, minęły dwa tygodnie. Do tego czasu miał już w aucie hiszpańskojęzyczną nawigację i załatwione kontakty z hiszpańską społecznością w Manchesterze. Zadbaliśmy o to, żeby nasz najcenniejszy nabytek gotów był do działania już od pierwszego dnia”.

Karna ruletka
W 1995 roku baskijski ekonomista Ignacio Palacios–Huerta, zaczął nagrywać rzuty karne. Jego praca magisterska opublikowana została w 2003 roku. Kiedy w 2008 r. Chelsea dotarła do finału Ligi Mistrzów w Moskwie, Ignacio wysłał klubowi raport, w którym znalazły się cztery wnioski dotyczące rzutów karnych i przeciwnika – Manchesteru United. Po sześciu rzutach karnych van der Sar albo ktoś inny z Manchesteru zorientował się, że Chelsea stosuje określoną strategię. Było jasne, że wszyscy piłkarze tej drużyny posyłali piłkę w lewą stronę van der Sara. Kiedy Anelka przygotowywał się do wykonania siódmego rzutu karnego dla Chelsea, szczupły bramkarz rozłożył ręce na boki. Następnie, wskazał lewą ręką lewy narożnik. „To tam celujesz, zgadza się?” – zdawał się mówić. Anelka stanął przed okropnym dylematem. Van der Sar prawie dobrze odczytał strategię Chelsea, ponieważ Ignacio rzeczywiście zalecał prawonożnym piłkarzom, takim jak Anelka, strzelanie w lewą stronę bramkarza. Anelka wiedział więc, że van der Sar wie, że Anelka wie, że próbując obronić strzał osoby prawonożnej, van der Sar rzuca się zwykle w prawo. Co powinien więc zrobić? Postanowił zapomnieć o lewym narożniku, gdzie planował posłać piłkę. Zamiast tego uderzył w prawą stronę van der Sara. Mogło się to udać, ale strzał leciał na średniej wysokości, przed czym przestrzegał Ignacio. Holender obronił strzał. Decyzja Anelki, aby zignorować poradę Ignacio, prawdopodobnie kosztowała Chelsea zwycięstwo w Lidze Mistrzów...

Finał marzeń
Jaki finał mistrzostw świata miałby największą oglądalność? Oprócz czasu emisji i wagi meczu znaczenie mają grające zespoły. „Drugą ulubioną drużyną” wszystkich kibiców jest Brazylia. Choć od 1970 roku jej reprezentacja jest coraz mniej interesująca, wciąż przyciąga o 2,2 procent więcej widzów niż spotkania jakiejś innej drużyny. Co dziwne, spośród 54 krajów, tylko występy jednego państwa oprócz Brazylii regularnie sprawiały, że oglądalność rosła: nie Włochy, Holandia ani Argentyna, ale... Anglia. Mecze tej reprezentacji zwiększały liczbę telewidzów na świecie o 1,4 procent. Wyobraź sobie teraz finał mistrzostw świata rozgrywany w najlepszym czasie antenowym między Anglią i Brazylią: średnia oglądalność w każdym kraju wzrosłaby wtedy o 10,1 (finał) + 4 (najlepszy czas antenowy) + 1,4 (Anglia) + 2,2 (Brazylia), czyli łącznie o 17,7 procent.

Do rozważenia pozostał jeszcze ostatni czynnik – nacjonalizm. Ma on olbrzymie znaczenie. Występ drużyny narodowej zwiększa liczbę widzów średnio o 17,9 procent. Wygląda na to, że dla przeciętnego człowieka nawet kiepski mecz reprezentacji jego kraju w fazie grupowej jest ciekawszy niż finał pomiędzy Anglią i Brazylią. Ludzi, którzy kochają piłkę nożną, jest mniej niż tych, którzy włączają telewizory tylko dla „naszych chłopaków”. Gdyby Anglia grała z Brazylią w finale mistrzostw świata i w najlepszym czasie antenowym, to jak wielu Brytyjczyków oglądałoby ten mecz? Zgodnie z naszym modelem byłoby to 7 (standardowa liczba widzów) + 17,9 (drużyna narodowa) + 16,3 (czas antenowy, finał i Brazylia), czyli łącznie 41,2 procent ludności. Oznaczałoby to około 25 milionów dodatkowych widzów. Tak naprawdę liczba ta prawie na pewno jest niedoszacowana, po części dlatego, że nie uwzględnia osób oglądających mecz w pubach i innych miejscach publicznych.

Piłka ratunkowa
Stwierdzenie, że piłka nożna skłania do samobójstw, często powtarza się, aby ukazać rozmiary fanatyzmu najbardziej zagorzałych kibiców lub podać jedną z przyczyn (inną są zawały serca podczas transmisji meczów), dla których przeciętne mistrzostwa świata skutkują większą liczbą zgonów niż goli. Odkryliśmy, że rzeczywiście istnieje silny związek pomiędzy samobójstwami a piłką nożną. Jest on jednak zupełnie odwrotny, niż się powszechnie uważa. Nie chodzi o to, że kibice skaczą z okien, kiedy ich drużyna przegrywa. Znaleźliśmy dowód, że futbol nie skłania kibiców do popełniania samobójstw, ale powstrzymuje tysiące z nich przed odebraniem sobie życia. To sport, który ratuje ludzi! Okazało się, że w 10 z 12 analizowanych krajów liczba samobójstw była niższa przez cały rok, w którym ich reprezentacje narodowe grały w dużych turniejach. Tylko w Holandii więcej osób odbierało sobie wtedy życie. W pozostałych 10 krajach, kiedy drużyna narodowa odpadała z rozgrywek i związana z nimi euforia wygasała, nie następował nagły wzrost liczby samobójstw. Przeciwnie, wydaje się, że jednoczący wpływ turniejów utrzymywał się jeszcze przez jakiś czas, zniechęcając ludzi do odbierania sobie życia...

ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W MAGAZYNIE CKM NR 4/2017



Dodał(a): CKM/ fot. istockphoto.com Czwartek 31.05.2018