Nowy sport (pod)wodny

To będzie nowy zajawkowy sport (pod)wodny tego lata! Subwing imituje latanie, z tym że pod wodą. Deska, której trzyma się człowiek, przyczepiona jest linką do motorówki i możesz dzięki niej manewrować jak delfin. Albo Nemo.
subwing.jpg

Simon Siversten na pomysł wpadł, gdy wraz z ojcem i bratem odbywali rejs dookoła świata. Zachwycony przejrzystością wody w Grecji, nurkowanie porównał do latania. Brakowało mu tylko napędu, by pływanie było bardziej dynamiczne. Wtedy znalazł kawałek deski, do którego przyczepił linkę holowniczą. Z całą instalacją zanurzył się, a motorówka nadała mu prędkości.

Już wtedy mógł bez większych problemów sterować sprzętem, ale pomysł chciał rozwinąć. Gdy dotarli do Włoch, przelał wszystko na papier i zaczął projektować na poważnie. Tam podzielił deskę na dwie ruchome płetwy, które umożliwiły poruszanie się w trzech wymiarach, a nie w dwóch jak dotychczas. Kupili potrzebne materiały i na morzu stworzyli prototyp urządzenia. Nazwali je Subwing.

Chcieli jak najszybciej dopracować projekt i wypuścić go na rynek, by rozkręcić nowy sport i zarazić nim entuzjastów wakeboardingu czy nart wodnych. Przerwali rejs dookoła świata i wrócili do rodzinnej Norwegii. Była zima i żeby testować sprzęt pod wodą, owijali głowy taśmą klejącą, by zimna woda nie wdarła się pod pianki.



Subwing składa się z dwóch skrzydeł, którymi steruje się za pomocą dłoni. Przechylając obie do przodu – zanurzysz się, odchylając do tyłu – wyjdziesz na powierzchnię. Żeby pokręcić się wokół własnej osi, należy obie płetwy odchylić w odwrotnych kierunkach. Możesz też używać jednej ręki, gdy drugą np. robisz zdjęcia albo karmisz rekiny. Amatorzy podobno w parę minut łapią o co chodzi i kręcą pierwsze triki. Prędkość pod wodą nie musi być duża, wystarczy 4 – 8 km/h, by czerpać fun z latania.

Koszt urządzenia waha się od 1 200 do 3 400 złotych w zależności od trwałości materiału z jakiego jest zrobione. Do tanich nie należy, ale to ceny porównywalne z innymi sprzętami wodnymi. Jednak nie musisz Subwinga od razu kupować. Zapewne nad polskimi jeziorami i morzem wkrótce będzie można popróbować tego nowego sportu podwodnego - tak jak w przypadku hoverboarda, który dzięki polskim przedsiębiorcom dość szybko trafił nad nasze akweny. Z tym że po przeprawie w rodzimych zbiornikach wodnych wyjdziesz na brzeg z puszkami po piwie i niedopałkami w zębach.






Dodał(a): Paweł Jaśkowski / mat. subwing.com Środa 09.03.2016