Selekcja ekstremalna
Zanim zgłosisz się do komandosów i wyślą cie do walki o lepszą przyszłość Afganistanu, sprawdź, czy jest to na pewno robota dla ciebie.
Strzały z karabinu ucichły. Teraz słychać tylko brzęk rozbijanej butelki i krzyki przesłuchujących.
– Jak się, kurwa, nazywasz?! – Dwadzieścia dwa! Mija północ. Okrągły księżyc świeci nad zrujnowanym piętrowym budynkiem. Dochodzące z piwnicy wrzaski burzą spokój otaczającego go lasu.– Skąd jesteś?! – Dwadzieścia dwa! Zimna woda z wiadra ląduje na głowie przesłuchiwanego mężczyzny. Leży związany na wąskiej desce, oczy ma zasłonięte czarną szmatą. Amerykanie nazywają to chyba waterboardingiem. – Po co tu, kurwa, jesteś? – ryczą mu do ucha dwaj oprawcy w kominiarkach.– Dwadzieścia... dwa! – krztusi się numer 22, wypluwając wodę z ust. – Dobry jest, nie pęka – mruczy z zadowoleniem obserwujący tę scenę major Arkadiusz Kups. – Może zostać. Przechodzi do następnego etapu „Selekcji”.
POZNAĆ CZŁOWIEKA
Tak naprawdę brutalne przesłuchanie nie grozi numerowi 22 utopieniem. Jest realistyczne, ale nie do smutnego końca. To tylko kolejny element „Selekcji 2011”, najtrudniejszej gry terenowej w Polsce. Pięć lipcowych dni i nocy na poligonie drawskim niedaleko Szczecina zespół instruktorów na czele z byłymi komandosami 56. Kompani i Specjalnej Wojska Polskiego, przeprowadza na topniejącej wciąż grupie uczestników mordercze zajęcia i testy – zarówno fizyczne, jak też psychologiczne. Zawodnicy robią setki pompek i przysiadów, biegają po lesie dziesiątki kilometrów, błądzą po labiryntach, czołgają się pod transporterem opancerzonym Rosomak, skaczą do wody z helikoptera Mi–8. W przerwach rozwiązują zagadki logiczne i uczą się na pamięć złożonego z 28 cyfr hasła, które potem muszą recytować w całości i na wyrywki. Przez całą imprezę nie mogą używać swoich nazwisk – są jedynie numerami wypisanymi na żółtych opaskach zawiązanych na ich ramionach. Podanie nazwiska czy pomylenie hasła kończy się tak samo jak niezaliczenie któregoś z zadań fizycznych: natychmiastową eliminacją z gry. – Cała nasza filozofia to doprowadzić człowieka do granic jego wytrzymałości. Gdy osiągniemy odpowiedni poziom zmęczenia i zmanipulowania, to widzimy, co ten człowiek jest naprawdę wart. Poznajemy go do głębi – wyjaśnia spokojnym głosem Arkadiusz Kups, organizator imprezy. Po co to wszystko? By wyłonić najtwardszych ludzi w Polsce, którzy potem mają otwartą ścieżkę do kariery w wojskach specjalnych. Podczas gdy ostatni uczestnicy „Selekcji” dźwigają kłodę drewna przez bagno, dwóch wysokich umięśnionych mężczyzn przegląda ich ankiety osobowe. Przyjechali z jednej z najsłynniejszych polskich jednostek komandosów. Szukają nowych żołnierzy.
DOŁEK W ZIEMI
– Pamiętajcie, że to tylko gra. Możecie zrezygnować w każdej chwili – co jakiś czas przypomina major Kups. Na wstępną „Preselekcję” w Warszawie zgłosiło się 400 osób, na poligon zakwalifikowano 80. Drugiego, trzeciego dnia wiele z nich faktycznie stwierdziło, że mają tego wszystkiego dość. Dość ciągłego taplania się w błocie, krzyków oraz poszturchiwań instruktorów, dość przerywanego alarmami spania na mokrej trawie w lesie, wreszcie dość kopania dołków w ziemi, by zrobić kupę. Ale piątego dnia pozostaje w grze tylko dwudziestu najtwardszych i żaden z nich nie ma zamiaru sam się poddać. Nr 13. Wiek: 20 lat. Miejsce zamieszkania: Katowice. Tegoroczny absolwent tegoroczny absolwent technikum. Chce się przekonać czy dałby radę w komandosach. „ Chodzę na siłownię, pływam, gram w piłkę. Ale co innego zwykły trening, a co innego zawody” – mówi. Rok temu odpadł z „Selekcji”, gdy otworzyły mu się odciski na stopach i poszła krew. W tym roku ma lepsze buty. Nr 32. 26 lat, Pruszków. Nie wygląda na komputerowca. „Od czasu do czasu biegam z domu do pracy” – chwali się. Pracuje w Warszawie, 17 km od domu. Nr 33. 29 lat, Tychy. Na piersi wytatuowany Jezus Chrystus, lewy łokieć spuchnięty jak piłka. „Chyba mam tam wodę. Sam nie wiem, gdzie się zderzyłem. Wczoraj w nocy tak bolało, że nie mogłem spać. Ale idę dalej, oby tylko nie trzeba było się czołgać” – martwi się. Nr 82. 19 lat, Bieżuń. Właśnie skończył Nr 82. 19 lat, Bieżuń. Właśnie skończył liceum wojskowe. Wyróżnia się od reszty uczestników, bo zamiast jak inni mieć krótko ostrzyżoną głowę, nosi długie czarne włosy i kozią bródkę. „Bez obaw, jeśli dostanę się do komandosów, na pewno się ogolę” – zapewnia. Jeszcze nie wie, że majorowi Kupsowi jego fryzura cholernie się nie podoba.
PRZYMUSOWY POBÓR
No właśnie: major rezerwy Arkadiusz Kups, pan i władca „Selekcji”. Rocznik 1960. Były szef szkolenia w legendarnej 56. Kompanii Specjalnej, jednej z pierwszych jednostek komandosów w polskim wojsku. Opracował tam Combat 56, system walki dla służb specjalnych działających na tyłach wroga, okrzyknięty ze zgrozą, acz słusznie, „systemem zabijania ludzi”. W 1999 roku odszedł z armii. W cywilu zajął się ochroną, szkoleniem złagodzonej wersji Combat 56 i organizacją kolejnych „Selekcji”. – Początkowo gra była metodą werbunku żołnierzy poborowych do komandosów. Dziś jest inaczej, bo przymusowego poboru już nie ma. „Selekcja” zmieniła się w ekstremalną zabawę dla pasjonatów wojska i surwiwalu, z której jednak wciąż korzystają służby – mówi major. Przed kilku laty reportaże z gry regularnie pojawiały się w telewizji. Wtedy impreza przeżywała szczyt swojej popularności. Jednak Arkadiusz Kups nie wspomina tego najlepiej. – Telewizja zrobiła „Selekcji” krzywdę. Ludzie zaczęli myśleć, że to po prostu kolejny kolorowy szoł. Zaczęły się zgłaszać przypadkowe osoby – wzdycha. Dzisiaj gra wróciła do korzeni. Chętnych jest mniej, ale są lepsi. Za ukończenie „Selekcji” nie dostają żadnych nagród, tylko dyplom i pewność, że gdy pokażą go przy naborze do wojsk specjalnych, ich szanse na przyjęcie poważnie wzrosną. Kups wylicza kolejne jednostki, w których obecnie służą jego „absolwenci”: GROM, Formoza, Lubliniec...
PAŁKIEWICZ I PSYCHOL
Najpierw sto metrów po szyję w bagnie. Potem „Pałkiewicz”, czyli przeciąganie się nad rzeką po pojedynczej linie. Dalej wspinaczka po sznurkowej siatce, forsowny bieg i w końcu „psychol”: tor przeszkód uwzględniający m.in. czołganie się pod drutem kolczastym, wspinaczkę po oponach, pokonanie 5–metrowego muru, strzelnicę. Numer 82, ten z długimi włosami, pokonuje tor wolniej niż inni i to świetny pretekst, by go wykluczyć z gry. Pozostali ustawiają się w dwuszeregu i biegną leśnym duktem. Nagle powietrze przecinają strzały z Beryli.– Ostrzał! Na ziemię i czołgać się do przodu! – komenderują instruktorzy. Numer 33 z rozwalonym łokciem zostaje z tyłu. Blokuje kilku innych chłopaków. Jego wycie z bólu zagłuszają karabiny. – Tych czterech na końcu już nie żyje! – krzyczy major Kups. W ostatnich godzinach „Selekcji 2011” uczestniczy zaledwie trzynastu ludzi. Lądują w wielkiej kałuży pełnej błota. Padnij, siądź, pompki, przysiady. Mija 10 minut, kwadrans, pół godziny ćwiczeń. – Powstań! Padnij! 10 pompek! – Arkadiusz Kups uważnie obserwuje tych trzynastu brudnych, wyczerpanych, ale niedających się złamać ludzi. Na chwilę zawiesza głos i w końcu wypowiada słowa, o które walczyli od pięciu dni.– To jest koniec „Selekcji”. Gratuluję.Numery 2, 10, 13, 14, 16, 19, 22, 35, 36, 37, 39, 40 i 100 jeszcze chwilę nie rozumieją, co się stało. A potem ci twardzi faceci, którzy na poligonie drawskim przeszli piekło, rzucają się sobie w ramiona i ze szczęścia zaczynają... płakać.
Pierwsza „Selekcja”, jeszcze pod opieką czasopisma „Żołnierz Polski”, odbyła się w 1998 r. Udział w grze jest bezpłatny, mogą w niej brać udział wszyscy (także kobiety), którzy skończyli 18 lat i mają zaświadczenie lekarza z wpisem „brak przeciwwskazań do wysiłku fizycznego”. Więcej informacji o tegorocznej „Selekcji”, a za jakiś czas o zasadach „Selekcji 2012” – na stronach: www.selekcja.mil.pl i www.combat56.pl
Chcesz wiedzieć, czy masz szanse na „Selekcji”? Same pompki mogą nie wystarczyć... Wojciech „Zygi” Sterczewski, instruktor i ekskomandos, pokazuje praktyczne ćwiczenia z obciążeniem. W każdym wykoonaj jak najwięcej powtórzeń na 1 min, a potem zrób 30 s przerwy. Aha, jeśli akurat nie masz pod ręką Beryla, weź np. zgrzewkę wody mineralnej.
PODNOSZENIE WYSOKIE KOLAN
Stój wyprostowany, karabin trzymaj nad głową. Wysoko unoś na przemian jedną i drugą nogę, tak jakbyś biegł w miejscu. Szybko!
BRZUSZKI
Połóż się na plecach (Beryl nie może dotknąć ziemi!), zgięte w kolanach nogi trzymaj uniesione w powietrzu. Podnieś tułów w górę i sięgnij aż za kolana.
PRZYSIADY
Stań w lekkim rozkroku z karabinem nad głową. Kucnij do momentu, w którym uda będą równolegle do ziemi. Plecy cały czas wyprostowane!