Trener Wyklęty
Janusz Wójcik: Wszyscy spojrzą inaczej na pewne rzeczy. To będzie lektura nieco kryminalno-sensacyjna.
CKM: Ale i humorystyczna!
Janusz Wójcik: Tak, bo wiele z moich tekstów weszło do języka codziennego.
CKM: „Kiełbachy w górę i ładujemy frajerów w kakao…” Jak pan wymyślał te
teksty?
Janusz Wójcik: One powstawały ad hoc. Nigdy się nie przygotowywałem, zawsze liczyła się
spontaniczność. Wiedziałem, że to muszą być sformułowania, które natchną
chłopaków w szatni. Jedna pogadanka wystarczała i piłkarzom adrenalina
wyciekała uszami.
CKM: Nie czuli się urażeni, że miesza pan ich z błotem?
Janusz Wójcik: Nie. Prowadziłem wszystkie reprezentacje – od szesnastolatków do reprezentacji
narodowej. W każdej piłkarze wiedzieli, że czasami jadę bardzo ostro.
CKM: Jak pan pracował za granicą, to też pan tak jechał?
Janusz Wójcik: Też. Używałem słowa na „k” cały czas, z początku moi gracze nie wiedzieli
o co chodzi, ale tak często rzucałem tym słowem, że zaczęli sprawdzać w
słowniku, co to może znaczyć. Ale działało, trafiało do nich. Pytali mnie:
„Panie trenerze, czemu pan tak źle o nas myśli?”. A chodziło o to, żeby
dostawali piany jak wychodzili na
przeciwnika. Gdy prowadziłem Legię Warszawa dziennikarze bali się zbliżać w pobliże
szatni. Czasami wchodziłem „z buta”, razem z drzwiami, zawodnicy od razu
wiedzieli, że nie będzie ciekawie. Ale wiedzieli też, że nie chcę ich obrażać.
CKM: Do Wojtka Kowalczyka mówił pan „ty kundlu”. Nie miał o
to żalu?
Janusz Wójcik: Nie tylko do niego tak mówiłem. A czasami mówiłem o wiele gorzej. Większość
tego, co mówiłem, nie nadaje się do zacytowania. Ale jeśli ktoś zasłużył,
dostawał zjebkę. Nie ukrywałem nigdy, że nie byłem grzeczny – ani w szatni, ani
poza nią. Kiedy byłem posłem, koledzy z parlamentu poprosili mnie, żebym został
trenerem sejmowej reprezentacji piłkarskiej. Ale padło hasło: „Janusz, mów do nas
tak, jak mówiłeś do swoich zawodników!”
CKM: I co, mówił pan?
Janusz Wójcik:Oczywiście. Powiedziałem tak: teraz poczujecie, co to
znaczy szatnia piłkarska. A oni na to: „Tak, Janusz, chcemy!” To jechałem z
nimi równo.
CKM: Posłowie nie żywili urazy?
Janusz Wójcik: Nigdy. Przeciwnie – to ich nakręcało. Rysiu Kalisz szczególnie się tego
domagał. Efekt był: moja drużyna nigdy nie przegrała! Ale „jobów”, które
dostali, nikt nie zliczy.
CKM: Ciąży panu to, że dwadzieścia dwa lata po medalu pana
reprezentacji na igrzyskach w Barcelonie nie udało się powtórzyć sukcesu tego
kalibru w polskiej piłce?
Janusz Wójcik: Wyjeżdżając z Barcelony mówiłem, że minie dwadzieścia
lat, a może więcej, zanim ktoś zbliży się do takiego sukcesu. To był ostatni
polski medal w grach zespołowych na igrzyskach olimpijskich. A chcę
podkreślić, że w Barcelonie po raz pierwszy grali także profesjonalni
sportowcy, a nie, jak wcześniej, amatorzy. Graliśmy z piłkarzami La Liga i
Serie A!
CKM: Juskowiak, Kowalczyk, Łapiński, Staniek, Świerczewski, Wałdoch,
Koźmiński, Kłak… Czy to było złote
pokolenie?
Janusz Wójcik: Tak najłatwiej powiedzieć. A ci chłopcy doszli do
wszystkiego ciężką pracą, byli nieprawdopodobnie dobrze przygotowani. Co mieli
powiedzieć Anglicy, których ograliśmy i w Anglii i w Polsce? A grał wtedy
choćby Alan Shearer. I nawet nie miał czasu żeby puścić bączka tralalączka –
tak został odcięty od piłkarskiego tlenu! W Hiszpanii graliśmy mecze w temperaturze
czterdziestu stopni! A teraz się słyszy, że nasi grali w trzydziestu stopniach
i było im za ciepło… Ci, którzy pamiętają tę drużynę z Barcelony pytają: skąd
oni mieli tyle siły i szybkości. Odpowiedź jest prosta: tak zostali
wyselekcjonowani. Padały absurdalne oskarżenia o koks. Byliśmy sprawdzani
bardzo dokładnie – wszyscy byli czyści jak łza.
CKM: W książce pisze pan, że „Kowal” wyciągnięty z baru
poradziłby sobie na boisku lepiej, niż niejeden polski gwiazdor piłkarski…
Janusz Wójcik: Tak by było. Wojtek był samorodnym talentem.
Genetycznie miał wszystko, co powinien mieć człowiek, który będzie
uprawiał sport wyczynowo. Urodził się z szybkością, tego nie da
się wytrenować. I on z tego korzystał, choć uważam, że nie wykorzystał swego
talentu w pełni.
CKM: Co przeszkodziło tym chłopakom w zrobieniu wielkich
karier?
Janusz Wójcik: Głowa. Większość grała za granicą, ale mogli występować w jeszcze
lepszych klubach. Poza Tomkiem Łapińskim – on nigdzie nie chciał jechać, choć
Anglicy ciągnęli go do Premiership. Wtedy to był najlepszy środkowy obrońca w
Europie! Urodził się z czymś, czego nie miało wielu napastników, a mianowicie z
nieprawdopodobnym startem do piłki.
CKM: Jako trener prowadził pan najlepszych polskich
napastników ostatniego ćwierćwiecza – Kowalczyka, Juskowiaka, Lewandowskiego.
Co ich różniło?
Janusz Wójcik: Gdyby „Kowal” i „Józio” mieli odpowiednich menedżerów,
graliby w najlepszych europejskich klubach! Pokazali, że potrafią strzelać.
Kowalczyk był szybszy od Lewandowskiego. Z kolei Robert jest bardzo silny
psychicznie, niesamowicie zmotywowany, oczywiście też z wielkim talentem piłkarskim.
Jak go trenowałem w Zniczu Pruszków, już wtedy mówiłem że zrobi karierę i klub
będzie miał z niego duże pieniądze. Miał w sobie determinację do tego,
aby się przebić.
CKM: Po olimpiadzie w Barcelonie na krótko wrócił pan do
Polski, do Legii, a potem na kilka lat poleciał pan pracować jako trener na Bliskim
Wschodzie. Tak się panu tam podobało?
Janusz Wójcik: Ja się bardzo dobrze czuję wśród Arabów. Poznałem ich
mentalność, sposób życia – i mi to odpowiada. Innym nie, a mnie tak.
CKM: To może trzeba było tam osiąść?
Janusz Wójcik: Kiedyś jechałem na rekonesans po Europie w
towarzystwie sekretarza związku piłkarskiego ze Zjednoczonych Emiratów
Arabskich. Miał 24 lata, był synem szejka Zajida, wówczas prezydenta ZEA. On mi
proponował, żebym został w Emiratach, przyjął ich obywatelstwo.
CKM: Religię też?
Janusz Wójcik: Wie pan – może bym i przyjął islam, a co bym robił to byłaby moja sprawa.
Wiele razy rozmawiałem o tym z żoną i zawsze mówiła: „Janusz, dlaczego my tam
nie zostaliśmy?”
CKM: No i dlaczego?
Janusz Wójcik: Chciałem być trenerem pierwszej reprezentacji Polski.
Mówiłem do Antka Piechniczka: „Antoś, ja wracam po to, żeby zostać pierwszym trenerem.”
To mnie kręciło. Zostałem w końcu tym selekcjonerem, ale niestety za dużo
wiedziałem o różnych sprawach, które działy się w polskiej piłce od wielu lat.
W jakimś sensie byłem dla wielu osób niewygodny.
CKM: Po wydaniu pańskiej książki będzie pan jeszcze mniej
wygodny. Co mówi środowisko piłkarskie o tej książce?
Janusz Wójcik: Różne rzeczy. Nawet, że będą próby zastraszania mnie.
CKM: Myśli pan, że książka zaszokuje ludzi?
Janusz Wójcik: Myślę, że w dużym stopniu tak.
CKM: Co, pana zdaniem, będzie najmocniejsze?
Janusz Wójcik: To, w jaki sposób utrudniano funkcjonowanie reprezentacji
olimpijskiej. Niewiele osób wie, że chciano mnie odwołać z funkcji trenera tuż przed
wyjazdem na olimpiadę! Bo po co ma jechać Wójcik, może się przejechać ktoś
inny. A czy wróci z medalem? Może nie, ale przynajmniej przeleci się do
Hiszpanii. To samo było z doniesieniami dotyczącymi dopingu u moich zawodników.
Sprawdzano ich kilkukrotnie, to nie był przypadek, że za każdym razem
kontrolowano te same osoby. I co? I nic, wszyscy czyści. W takim momencie ci, którzy
to inspirowali, powinni sobie linę na szyję założyć i się powiesić. Cel był taki,
żeby storpedować reprezentację „olimpijską”.
CKM: A wątek korupcji w polskiej piłce nie będzie bardziej
szokujący? To najgłośniejszy temat teraz.
Czy pana książka coś wniesie do tej sprawy?
Janusz Wójcik: Książka jako dokument nie musi nic wnosić, chociaż
postępowanie w tej sprawie nie zostało zakończone, a w aktach oskarżenia
przewijają się nazwiska ludzi, których znam od lat.
CKM: Korupcję nazywa się czasem piłkarskim pokerem.
Słusznie?
Janusz Wójcik: Czy pan myśli, że Janusz Zaorski to wszystko wymyślił?
Nie, on nakręcił film na podstawie tego, co działo się w polskiej
piłce w tamtych czasach. Tylko ile lat temu to było? Trzydzieści. Korupcja w
piłce to był pewien proces, to nie wzięło się znikąd.
CKM: To piłkarskie szambo, a nie piłkarski poker. W aktach oskarżenia mowa jest o ponad sześciuset meczach sprzedanych…
Ktoś w ogóle grał w piłkę w polskiej lidze?
Janusz Wójcik: Nie liczyłem ile meczów sprzedano. Wiem natomiast, że
po moich plecach prokuratorzy chcieli „wjechać” wyżej, bo wiedzieli, że wiedzę
mam dużą. Ale ja nie jestem agentem, który miałby wskazywać kto, co i gdzie.
CKM: Kiedy cały ten cyrk kręcił się w najlepsze, czemu nie
powiedział pan „ ja się w to nie bawię”. Gdzie instynkt samozachowawczy?
Janusz Wójcik: Jak pan sobie to wyobraża? Miałem zmienić zawód? A
może wyjechać za granicę i zapomnieć o sprawie? Jeśli chciałby pan coś zrobić,
to ten kierat w którym wszyscy chodzili nie pozwalał, żeby ktokolwiek się sprzeciwił.
Albo się pan w nim kręcił albo ten kierat pana ubił. Na różne sposoby – spada
drużyna, pana niszczą, rozbijają wszystko. Albo pan nie staje okoniem i musi
się pan poddać pewnym sytuacjom, albo wypada pan za burtę, gdzie są rekiny,
które pana pożrą.
CKM: No i pożarły pana ostatecznie. Uważa pan, że przecięcie
tego wrzodu pomogło polskiej piłce?
Janusz Wójcik: Powiedziałem ostatnio, że w PZPN wciąż działają ludzie
odpowiedzialni za funkcjonowanie tego korupcyjnego systemu. To nie spodobało się
do tego stopnia, że związek chce przeprowadzić postępowanie dyscyplinarne w
mojej sprawie. Chcą chyba, żebym zamknął mordę na kłódkę .
CKM: A nie żałuje pan, że wrócił do Polski z
zagranicznych kontraktów akurat wtedy, kiedy ten kierat kręcił się w najlepsze?
Janusz Wójcik: Powiem szczerze, w jakimś stopniu żałuję, że nie
przyjąłem oferty szejków z Emiratów. Miałbym dwa paszporty i byłbym Polakiem w
Polsce, a tam – ich obywatelem.
CKM: W Emiratach chyba nie ma korupcji w piłce nożnej, bo
kara byłaby pewnie sroga. Czapa?
Janusz Wójcik: Niech pan mnie nie pyta o sądownictwo w tamtych
krajach. Mogę panu powiedzieć jedno: tam ludzie są uczciwsi, niż my tutaj w
Europie. Kultura Półwyspu Arabskiego bardzo mi odpowiadała i w każdej chwili
mógłbym wrócić na Bliski Wschód. Chętnie bym wystąpił z wnioskiem o przyznanie
mi obywatelstwa Emiratów
CKM: Gdzie było panu najlepiej?
Janusz Wójcik: Właśnie w Emiratach. A kontrakty miałem podpisane we wszystkich krajach
regionu. Nie ze wszystkich zaproszeń skorzystałem. Żałuję, bo należało
korzystać, zmieniać pracodawców. Parę głupstw człowiek popełnił, ale kto ich
nie popełnia?
CKM: Ma pan przyjaciół w Emiratach?
Janusz Wójcik: Tak. Są to ludzie bardzo wysoko postawieni.
CKM: Chce pan wrócić do piłki?
Janusz Wójcik: Tak. Mam problemy ze zdrowiem, ale potrafię pokierować pracą asystentów.
I z największą przyjemnością wróciłbym właśnie na Bliski Wschód. Zresztą
wysłałem już swoje CV, a więc zobaczymy.
Wywiad pochodzi z magazynu CKM 12/2014