Domy publiczne w tarapatach. Prostytutki muszą działać na własną rękę

Najstarszy zawód na świecie jest zagrożony. Większość biznesów, w których dochodzi do bezpośredniego kontaktu z człowiekiem, musiało zostać zawieszonych w związku z pandemią. W żadnej branży styczność z drugą osobą nie jest tak bliska, jak w agencjach towarzyskich, dlatego też musiały wstrzymać działalność.
iStock-507006321.jpg


W Niemczech prostytucja jest legalna, a domy towarzyskie działają jak każdy inny biznes. Pracowniczki dostają umowy i muszą rzetelnie wykonywać swoje obowiązki. Jednak podobnie jak pozostałe usługi oparte na bliskim kontakcie, miejsca rozpusty także zostały zamknięte – donosi Die Welt.

Oczywiście nie oznacza to, że napaleni Niemcy będą musieli bić Niemca po kasku, bo sprawy w swoje ręce biorą prostytutki. Z domów publicznych przenoszą się do prywatnych mieszkań i na ulice, gdzie zaspokajają klientów – w końcu jakoś trzeba zarobić na papier toaletowy i żel antybakteryjny.

ZOBACZ TEŻ: Bezpieczny seks a koronawirus. Jak to robić

Jednak ich goście nie są już tak frywolni, jak przed zarazą, bo stosunek grozi przeniesieniem koronawirusa. Mimo że ceny usług spadają, 30 euro (około 140 zł) za numerek to dla części klientów zbyt wiele, biorąc pod uwagę ryzyko zarażenia.

Cierpią nie tylko panie lekkich obyczajów. Największe straty ponoszą ich managerowie. W końcu to oni musieli pozamykać swoje biznesy, w których dawali zatrudnienie paniom. Nie dość, że stracili przybytki rozkoszy, to także pracownice.

Szef Paschy (jednej z największych agencji towarzyskich w Europie) Armin Lobscheid poszedł za radą doradcy podatkowego i złożył wniosek o zasiłek, żeby jego biznes mógł przetrwać kryzys finansowy. Alfons zatrudnia około 100 kobiet. Obecnie 70 z nich przebywa w swoich pokojach w 11-piętrowym budynku. Nie mogą ich opuszczać ze względu na epidemię.


Dodał(a): Konrad Siwik / fot. istock Piątek 20.03.2020