'Dla niektórych odbiorców wystarczy, że na zdjęciu wystąpi nagość, aby powiązać je z kontekstem seksualnym' - wywiad z Liląniebo

Lilaniebo to modelka, która poza wybiegiem pokochała fotografię aktową. W rozmowie z CKM tłumaczy, jak z perspektywy twórcy możemy podchodzić do nagości artystycznej.


Alicja Serafin: W swojej pracy działasz bardzo wszechstronnie. Chodzisz po wybiegu, pojawiałaś się w jednej z telewizji śniadaniowych, ale też pozujesz jako modelka aktowa. Ewidentnie nie boisz się eksperymentować z nowymi doświadczeniami. Jak wyglądały Twoje początki?


lilaniebo: Z fotografią miałam do czynienia od czasów szkoły średniej. Zaczęłam od tego, że sama fotografowałam, potem poczułam się pewniej po drugiej strony obiektywu i tak też zostało. Pod koniec edukacji w Foto Technikum, zaczęły odzywać się do mnie agencje, w sumie z jedną z nich współpracuję do dziś. Natomiast jeden z pierwszych kontaktów z fotografią aktową miałam, kiedy odezwał się do mnie fotograf — Albert Finch i zaprosił na warsztaty. Muszę przyznać, że zgadzając się, rzuciłam się na głęboką wodę, bo warsztaty odbywały się na drugim końcu Europy, a ja nie poznałam nikogo z ekipy, oprócz tego, że kojarzyłam dwie modelki z Instagrama. Pamiętam, że miałam dużo stresu przed tym wyjazdem, obawiałam się, że podróż nie przebiegnie z planem, dodatkowo, mój stan zdrowia nie był w najlepszym stanie. Mimo to dałam sobie radę, a cały wyjazd wywarł ogromny wpływ na moje podejście do ciała. Przebywanie nago w naturze zmienia spostrzeganie. Dla niektórych odbiorców wystarczy, że na zdjęciu wystąpi nagość, aby powiązać je z kontekstem seksualnym. Ja dzięki moim doświadczeniom mam inne podejście.



Mimo to widzę, że nadal chcesz tłumaczyć ludziom inny punkt widzenia. Często wrzucasz swoje sesje na różne grupki, wdajesz się w dyskusje. Nie boisz się poddać ocenie.


Od początku chciałam udostępniać zdjęcia. Wychodzę z założenia, że jeśli się coś robi i poświęca na to serce i czas, to warto to pokazać i szukać odbiorców. Jednak nie robię tego tylko dla siebie, ale też dla innych. Od początku próbowałam walczyć z hejtem skierowanym na nagość, przekazać jak ja to widzę. Teraz myślę, że to jest trochę walka z wiatrakami. Odbierają to ludzie, którzy pochodzą z różnych środowisk, mieszkają w różnych miejscach i byli inaczej wychowywani. Nie da się w jednej dyskusji komuś tego przekazać, więc z czasem mniej zaczęłam mówić o moim podejściu.

Pamiętam, kiedy na początku wojny robiłaś sesję, odnoszącą się do solidarności z Ukrainą.  Wasze ciała były pomalowane farbą Ty żółtą, ona niebieską. To zdjęcie zniknęło z Twojego profilu?



Niektórzy zrozumieli, że chcemy nieść wsparcie, dla niektórych to była „tania sensacja”. Odbiór nie był jednoznaczny, duża część opierała się na wsparciu, ale równie duża twierdziła, że chcemy coś w takiej sytuacji sprowokować. W tym przypadku fotograf napisał z konkretnym pomysłem do nas, a ja stwierdziłam, że chętnie wezmę udział.

Otwarcie się na ocenę tak dużej grupy odbiorców w internecie nie jest łatwe. Mimo to, konsekwentnie robisz to już od kilku lat. Jak przez ten czas wyglądała Twoja praca nad wizerunkiem?

Robię to od pięciu lat, ale już nie z tak dużym zaangażowaniem. Obecnie skupiam się na większej ilości zleceń komercyjnych. Na początku marca wyjeżdżam do Paryża na Fashion Week. Mam zaplanowane castingi i mam nadzieje, że jakiś fajny job się trafi. Oczywiście planuję  też projekty aktowe. Mimo tego, że ostatnio mam mniejszą ochotę na tego typu pracę. Trochę straciłam zapał, który miałam wcześniej. Robię to od pięciu lat i zdecydowałam się przykładać bardziej do projektów, które dają mi zarobek. Zmniejszyła się też moja aktywność na portalach społecznościowych oraz stronach typu Patreon i OF, gdzie mogłam swobodnie wrzucać wszystkie moje sesje. Czuję się zmęczona, mimo tego, że dużo czasu poświęciłam na przekazywanie swojego podejścia do ciała, przekonywanie ludzi, to teraz wszystko z zewnątrz mówi mi, że to, co robię, jest „złe”. Polityka większości stron internetowych dąży do tego, żeby nagość, również ta artystyczna, znajdowała się wyłącznie na zakazanych stronach, gdzie dostęp jest trudny i płatny. Przerasta mnie to, bo lepiej czułam się z tym, kiedy coś, co uważam za sztukę, było ogólnodostępne. To kłóci się z moją ideą i nie do końca się w tym odnajduję, dlatego też sprawia mi to mniej fun’u. Obecnie jedynie Twitter pozwala udostępniać takie fotografie, jednak pojawiają się one obok zdjęć dick pic’ów. Dla mnie to nie jest do końca dobra opcja, a nawet poza granicą smaku, bo łączy sztukę ze słabą pornografią.

Z perspektywy czasu, czy uczyłaś się jak  wyznaczać granicę tego, jak chcesz wyglądać na zdjęciach i ile pokazać?

Nie uczyłam się. Od początku chciałam, żebym mogła czuć się sobą, patrząc na efekty. Chciałam też, żeby były delikatne i niewulgarne. Jednak z czasem biorąc zlecenia płatne, sesje, na które nie miałam wpływu, szkolenia, warsztaty trochę przestałam czuć się właśnie sobą. W momencie, kiedy okazało się, że nie mam kontroli aż tak dużej, jak myślałam, nad publikacją wizerunku straciłam dużą radość z robienia sesji. W tym momencie jestem w miejscu, gdzie staram się odseparować od tego świata, ale z drugiej strony to działa jak uzależnienie. Ciągle wpadam na jakieś pomysły, próbuje angażować w nie innych. Chyba potrzebuję jakiegoś bodźca, który mi podpowie, jak iść. Z jednej strony czuję, że jestem w miejscu, w którym chciałam być. Z drugiej strony współprace, o jakich marzyłam, udało mi się już zrealizować, widzę wiele wad tej branży i zastanawiam się, co mogę zmienić. Myślałam też o większej ilości pracy po drugiej stronie obiektywu, bo dzięki mojemu wykształceniu sama zajmuję się też fotografią.



Czy te wady wynikają z tworzenia się ograniczonej grupy, która może być Twoimi odbiorcami, czy jednak coś więcej Cię blokuje.

Po części wynika to z całego hejtu, który nadal mnie spotyka. Z drugiej strony ta utrata kontroli nad moim wizerunkiem była bardzo dotkliwa. Już dość długo jestem w tej branży i od osób, z którymi współpracuje, wymagam więcej. Nie tylko profesjonalizmu, ale też opcji, które wniosą nowe pomysły do mojego portfolio. Podchodzę krytycznie patrząc, do współprac, które wybierałam wcześniej. Dla mnie zawsze ciężką decyzją była praca przy warsztatach, gdzie osoby dopiero uczyły się, a ja mimo wszystko musiałam im pozować. Jak każdy potrzebowałam pieniędzy. Po fakcie, myślę że mogłam bardziej omówić z fotografem jego zamysł. Później efekty nie koniecznie były zgodne z moją estetyką, a każda z osób uczestniczących w zajęciach mogła je publikować, niezależnie od portfolio danej osoby. Ja też mam dużą wiedzę fotograficzną i wydaje mi się, że działam na dwóch polach. Niektóre modelki robią swoje, reszta ich nie interesuje i to jest okej, jednak ja poza pozowaniem staram się dodać coś do estetyki fotografa lub pomóc w kwestiach technicznych. Wtedy mogę zaangażować się w cały proces.

Dla wielu osób, które nie mają do czynienia z fotografią, mediami, to może być samo w sobie już taką barierą, przez którą wszystko musi wyglądać perfekcyjne, a nawet być przerobione. Jak ewoluowało Twoje podejście do wizerunku, do ciała?

Podchodziłam do tego na luzie. Zazwyczaj byłam zadowolona z efektów i były dla mnie warte pokazania. Czułam się, jakbym tymi zdjęciami jeszcze się podbudowywała. Mnie one wprowadzały w dumę. Czułam, że na zdjęciach pozbywam się kompleksów. Mogę zakłamać rzeczywistość i to, co nie podoba mi się w codziennym życiu, na zdjęciach mogę „oszukać”. Miałam świadomość swojego ciała i wiedziałam, że na zdjęciach będę mieć, co chcę, bawić się tym i być kim chcę.

Dokładnie, Ty też przechodziłaś bardzo dużo metamorfoz. Zwłaszcza jeśli chodzi o włosy. Chyba już jakiś czas temu chodziłaś z bardzo popularnym teraz mulletem.

Decydowałam się też na zlecenia fryzjerskie. Sama bałam się coś zrobić z włosami. Byłam przyzwyczajona do tego, jak wyglądam na co dzień, ale zaryzykowałam. Bawiłam się tym, miałam farbowane włosy. Poza tym przy takich zleceniach nikt nie patrzy na wzrost, czy wymiary. Bardzo nie lubię tego w modelingu. Nie lubię tego świata, za to, że jest toksyczny. Wjeżdżają Ci na głowę, mierzą ciągle centymetry. Ja też przez to, że mam problemy zdrowotne — ja nigdy nie wiem, czy mogę schudnąć, czy nie. Mam duży problem z żuchwą i były momenty, kiedy miałam taki szczękościsk i ogromne bóle,  że nie mogłam jeść zbyt wiele, tylko półpłynne rzeczy. Schudłam wtedy najwięcej w moim życiu, a był to moment, kiedy zgłaszając się na castingi, słyszałam, że jeszcze przydałoby mi się schudnąć. Byłam wycieńczona i wyczerpana z braku energii, a w modelingu znalazły się osoby, które oczekiwały, że jeszcze schudnę. Teraz modeling próbuje się kreować w ten sposób. Pozornie są otwarci na różne rozmiary, a to jest cały czas pójście w skrajność. Albo musisz być skrajnie chudy, albo plus size. Jestem bardzo ciekawa, czy to się kiedyś zmieni, ale według mnie to nadal nie jest ten moment.

A jak w tej kwestii wygląda Twoja praca po drugiej stronie obiektywu?

Pamiętam, że miałam taki moment, kiedy bardzo chciałam pracować z osobami, które nie mają doświadczenia. Myślałam nawet o bliskich mi osobach, które mają kompleksy. Chciałam pokazać im, tak jak to było na moim przykładzie, że mając świadomość ciała, jesteś w stanie być, kim chcesz.



Widzisz w takiej współpracy opcję, gdzie uczysz innych niż tę świadomość ciała wypracować?

Na pewno. Nie chcę, żeby to było takie mechaniczne, jak wykonane zlecenie. Staram się porozmawiać ogólnie o metodach, dać wskazówki, motywować osobę w trakcie, a nawet rozluźniać. To trochę jak terapia. Czasem ludzie, są tak pospinani, że nie potrafią stanąć przed aparatem. Trzeba dać zaufanie sobie i osobie, która z nami pracuje.

Bo terapia nie musi być tylko w głowie, może polegać też na pracy z ciałem. Kilka dni temu Żabson i Bedoes opublikowali nowy teledysk do „Sidehoe”. Poza raperami jesteś tam w zasadzie główną twarzą. Jesteś tam jednak przedstawiona w bardzo delikatnej formie. Czy to jest taki efekt wspólnej pracy, jakiego szukasz?

Ten teledysk kręciliśmy tydzień przed publikacją. Napisała do mnie dziewczyna, która była producentką i od razu umówiliśmy się na współpracę. Całe nagranie trwało w zasadzie pół godziny, bo to były bardzo proste ujęcia. Dla mnie absurdem mediów społecznościowych, do jakiego produkcja musiała się dostosować, jest to, że w momencie nagrywania teledysku miałam na sobie siateczkową sukienkę i prześwitywały mi sutki. Produkcja bardzo angażowała się w to, żeby bardzo dobrze wszystko zakryć. Trzeba było robić bardzo dużo manewrów, aby kamera, przechodząc ani przez moment nie złapała tego widoku. Bawi mnie fakt, że kobiecy sutek wywołuje taką kontrowersję i w dodatku jest źle odbierany. Dla kontrastu przekleństwa i obrażanie kobiet jest na porządku dziennym. Bardzo lubię i słucham takiej muzyki i w takim kontekście nie robi to na mnie wrażenia, oczywiście poza skrajnymi przypadkami, jak na przykład Malik. Jednak absurdem jest tak duży kontrast między tymi zjawiskami.



Zanim spotkałyśmy się na wywiad, od rana widzę newsy na temat samej promocji teledysku. Mówię o wspólnym zdjęciu Żaby i Mii Khalify. O ile sama afera dotyczy podpisu pod zdjęciem, to podejście do kobiet w jego piosenkach odpaliło niektórych użytkowników mediów społecznościowych do wyrzucenia swoich opinii właśnie w tym momencie.

Wszystko zależy od kontekstu, zwracam uwagę, czy artysta posługuje się wulgarnym językiem w stosunku do innych, czy jest to oparte o jego własne doświadczenia i to są jego emocje. Biorę pod uwagę to, że artysta może traktować utwór muzyczny jako sposób na uwolnienie się od trudnych emocji, po to, by w prawdziwym życiu być oczyszczonym z negatywnej energii. W moim odczuciu Żabson nie chciał celowo obrazić dziewczyny, ale niestety mu się udało. Współczuje, że coś takiego ją spotkało. Nikt nie zasługuje, żeby przez czyjąś głupią decyzję czuć się ze sobą gorzej.

Podsumowując całą drogę, jaką przeszłaś przez dość skrajny odbiór Twoich aktów, przez osoby niezwiązanym z modelingiem opowiedz mi, jak Ty chciałabyś być odbierana?

Ja zawsze chciałam być odbierana jako osoba, która nie wstydzi się siebie i potrafi się zmieniać w zależności od warunków. Być kameleonem. Przy okazji, że jestem w różnych rolach, zawsze pozostaje cząstka mnie. Nie chcę, żeby to było przedmiotowe, nie jestem obiektem na zdjęciu. Chcę przekazywać coś spojrzeniem, motywem, pozą, aby ludzie, oglądając to, mogli poczuć się inaczej.


Dodał(a): Alicja Serafin / fot.: embed instagram / Kamil Kotarba Wtorek 07.03.2023