Dlaczego ludzie są dla siebie wredni? Wyjaśniamy na przykładzie programu "Milionerzy"

Gracz gorączkowo oblizywał wargi i zaciskał usta. Wyglądał tak, jakby właśnie przełknął gorzką pigułkę i chciał się pozbyć nieprzyjemnego smaku. Mrugał nerwowo, a muzyka w tle złowieszczo potężniała.
iStock-1182697222.jpg

Dzień zaczął się wyjątkowo pomyślnie. Wbrew wszelkim przeciwnościom został wybrany z tysiąca kandydatów do udziału w „Milionerach”. Kiedy zasiadł na scenie na wysokim krześle, światła przygasły, a prowadzący Jean-Pierre Foucault przedstawił zawodnika i Sophie, jego narzeczoną, dodającą mu odwagi z widowni.

We wszystkich krajach, w których pokazywany jest teleturniej „Milionerzy”, uczestników obowiązują te same reguły: mają do wyboru cztery odpowiedzi na pytania, które stają się coraz trudniejsze, w miarę jak rośnie kwota do wygrania. Pierwsze pytania to zwykle bułka z masłem, na przykład:
Do kogo szedł Czerwony Kapturek, kiedy spotkał Wilka?
A) do mamy
B) do siostry
C) do babci
D) do dalekiego kuzyna

Grający przechodzą do bardziej skomplikowanych kwestii, na przykład: „Ilu marynarzy towarzyszyło Kolumbowi w wyprawie do Nowego Świata?”. Kiedy zawodnik ma kłopoty, może skorzystać z kół ratunkowych: zadzwonić do przyjaciela, skreślić dwie niepoprawne odpowiedzi lub poprosić publiczność o pomoc. 

CO KRĄŻY WOKÓŁ ZIEMI?
Henri poradził sobie z początkowymi pytaniami, ale kiedy usłyszał: Qu’est-ce qui gravite autour de la terre?, czyli: „Co krąży wokół Ziemi?”, zrobiło się trudniej. Henri w skupieniu wpatrywał się w podłogę, kiedy prowadzący odczytywał odpowiedzi:
A) Księżyc
B) Słońce
C) Mars
D) Wenus

Sam przeczytał je na głos jeszcze raz i dalej się zastanawiał. Katastroficzne dźwięki brzmiały coraz głośniej. Henri zagryzł wargi. Widząc, że zawodnik najpierw się speszył, a następnie już całkiem pogubił, prowadzący uspokajał: – Nie śpiesz się, pomyśl, zawsze możesz skorzystać z koła atunkowego. – Henri rozpaczliwie potrzebował pomocy. Wybrał podpowiedź publiczności. „Spryciarz”, pomyślicie. Przecież nawet jeśli kilka osób się pomyli, to większość zwykle dobrze wybiera. Jednak Henri właśnie miał dostać twardą nauczkę i przekonać się, jak nasza nieracjonalna percepcja ocenia, co jest sprawiedliwe i jak wpływa na to, że ulegamy pokusie, czyli – odbija nam. Odpływamy. Odlatujemy. Podejmujemy bezsensowne decyzje.

– A więc prosimy publiczność o pomoc! – ogłosił prowadzący. – Powiedzcie Henriemu, która odpowiedź jest prawidłowa. Co krąży wokół Ziemi? Jeśli wiecie, wskażcie odpowiedź, jeśli nie – wstrzymajcie się. A Księżyc, B Słońce, C Mars, D Wenus. Głosujcie!

Kiedy publika głosowała, operator pokazał narzeczoną Henriego, w zielonym sweterku i okularach w modnych czerwonych oprawkach, kompletnie osłupiałą, że ukochany sam nie wpadł na poprawne rozwiązanie. Potem kamera przejechała po widowni, migały zaszokowane, skonsternowane, pełne niepokoju twarze – diagnoza gotowa, widzowie już przesądzili o losie Henriego.

ZŁOŚLIWA PUBLICZNOŚĆ
Powiedzieć, że Henri nie był Galileuszem, to trochę mało. Czy przysypiał w podstawówce, czy też zjadły go nerwy – już było po nim. Kiedy ogłoszono wynik głosowania publiczności, Henri nabrał powietrza i głośno przełknął ślinę – przecież stawka była wysoka: pozostanie w grze lub odpadnie. Jak można się było spodziewać, nikt nie zagłosował za Wenus. Z niewiadomych powodów 2% widzów uznało, że to Mars krąży wokół Ziemi. A teraz najdziwniejsze: – Pozwólcie mi zabrać głos – włączył się prowadzący. – Coś mi się wydaje, że głosy są podzielone.

Zaledwie 42% wybrało prawidłowo: Księżyc. Pełne 56% podpowiedziało, że wokół Ziemi krąży Słońce. Henri był w kropce. Tu możemy zacząć się zastanawiać, czy francuski system edukacji funkcjonuje prawidłowo. Jednak widzowie wcale nie popisali się ignorancją. 

Przyjrzyjmy się bliżej temu, co wydarzyło się we francuskim studiu telewizyjnym, a odkryjemy kolejny sekret psychologii – tajemny prąd przepływający przez sale konferencyjne, więzienne cele i place zabaw, dotyczący relacji międzyludzkich. 

PO RÓWNO ALBO WCALE!
Zaczęło się od eksperymentu przeprowadzonego w Niemczech. Zjawisko znane każdemu, kto w dzieciństwie musiał się dzielić z innymi. Berlińscy badacze umieszczali przypadkowo połączonych w pary ludzi w osobnych pomieszczeniach. Każdy uczestnik wiedział, że ma partnera bądź partnerkę, ale nie pozna ich tożsamości. Każda para otrzymywała 10 dolarów do podziału. Haczyk polegał na tym, że nie mogli się porozumiewać, a musieli uzgodnić, ile komu przypada. Żadnych negocjacji ani rzucania monetą. Decyduje jedna osoba, która podzieli kwotę, jak chce. Druga osoba może przyjąć lub odrzucić propozycję. Jeśli akceptuje, obie osoby otrzymują swoją działkę. Jeśli odrzuca, obydwie odchodzą z pustymi rękami. Jest tylko jedna runda, nie ma drugiej szansy. Uczestnicy wiedzieli, że po zakończeniu eksperymentu pozostaną anonimowi i każde z nich pójdzie w swoją stronę.

Postawmy się na chwilę w położeniu osoby decydującej o podziale pieniędzy. Większość z nas zapewne skłaniałaby się ku równemu podziałowi – i rzeczywiście, kiedy dochodziło do podjęcia decyzji, przeważnie kończyło się na ofercie „po połowie”: pięć dolarów dla każdego. Na taką ofertę zgadzali się wszyscy partnerzy. Ciekawe rzeczy zaczynały się dziać, kiedy decydujący brał sobie więcej. Łatwo zrozumieć, że partnerzy byli oburzeni. Ale czy oburzeni na tyle, by zrezygnować z gotówki? W większości przypadków – tak. Zamiast zaakceptować niesprawiedliwy podział pieniędzy, przeważająca liczba uczestników, którym zaproponowano mniej, wolała odejść z niczym i odrzuciła ofertę.

Z racjonalnego punktu widzenia w ich sytuacji sensowniej by było zaakceptować jakąkolwiek sumę. Przecież trochę pieniędzy to zawsze więcej niż zero. Dostać dwa dolary – choć może pięć byłoby milej – to i tak lepiej niż nie dostać nic. Niezależnie od logiki tego argumentu przeważająca większość nie godziła się na nierówny podział. Wracali do domów bez pieniędzy, za to z przekonaniem, że sprawiedliwości stało się zadość. Co więcej, skłonność do rezygnacji z gotówki nie zależała od sumy do podziału. Kiedy powtórzono ten sam eksperyment z kwotą 100 dolarów zamiast 10, uczestnicy wcale nie byli bardziej chętni, by zgodzić się na nierówny podział.

SPRAWIEDLIWOŚĆ ZA WSZELKĄ CENĘ
To badanie dowodzi, jak głęboko jest w nas zakorzeniona wiara w sprawiedliwość i jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, by jej bronić. Właśnie przywiązanie do reguł odpowiada za absurdalne na pozór decyzje podejmowane przez francuską publiczność „Milionerów”. Czy Henri, nieznający podstawowych faktów z dziedziny astronomii, naprawdę zasługuje na milion euro? Dobitna odpowiedź widowni – 56% do 42% – brzmi: NIE. Celowo wprowadzili go w błąd, ponieważ uważali, że jeśli dzięki ich wsparciu Henri wejdzie na wyższy poziom gry, nie będzie to sprawiedliwe, skoro nie potrafi prawidłowo odpowiedzieć na tak proste pytanie.

Kiedy Henri wskazał na złą odpowiedź, podsuniętą mu przez publiczność, rozległy się stłumione chichoty. Zdaniem widzów właściwa podpowiedź spowodowałaby, że wygrałaby niesprawiedliwość, czyli byłaby równoznaczna z akceptacją nierównego podziału pieniędzy. A to jest nie w porządku. 

A co by było, gdyby publiczność nie oczekiwała od zawodnika wiedzy? Na przykład gdyby na miejscu Henriego siedział pierwszoklasista? Czy wówczas widzowie też byliby dla dziecka tak surowi? Pewna odmiana eksperymentu z podziałem pieniędzy rzuca interesujące światło na tę kwestię. W tym badaniu uczestnicy musieli przestrzegać tych samych zasad, ale powiedziano im, że ich partnerem nie będzie anonimowa osoba, lecz komputer. I to komputer zadecyduje o podziale pieniędzy. Kiedy maszyna proponowała „niesprawiedliwy” podział, nikt się nie obruszał. Uczestnicy spokojnie przyjmowali mniej niż połowę, chociaż odrzuciliby ofertę, gdyby pochodziła od żywego człowieka. Innymi słowy, gdy mowa o sprawiedliwości, liczy się dla nas postępowanie, a nie wynik, i to ono sprawia, że reagujemy nieracjonalnie. To zjawisko określane jest jako „sprawiedliwość proceduralna”. Od komputera nie oczekujemy przestrzegania uczciwych zasad, a po ludziach się tego spodziewamy.

na zdrowy.png

Powyższy fragment pochodzi z książki "Na zdrowy rozum". Jest ona wynikiem wieloletniego doświadczenia nabytego przez autorów. Gdy Rom Brafman pisał doktorat z psychologii, Ori Brafman robił MBA. Obydwaj chcieli wiedzieć, co dzieje się w tych momentach, gdy ludzie tracą zdolność logicznego myślenia. Jakie siły rządzą naszą psychiką, kiedy postępujemy bezsensownie? Kiedy stajemy się najbardziej podatni na ich działanie? Jak wpływają na naszą codzienność, relacje w pracy i stosunki rodzinne? Kiedy zaczynają zagrażać naszym finansom, a nawet życiu?

Autorzy odpowiadają na te i na wiele innych pytań dotyczących sił władających umysłem. Pokazują, co zakłóca racjonalne myślenie. Opisują ludzi, którym w zbliżony sposób wyłączył się zdrowy rozsądek. Snują wciągające opowieści, dowodzące nieracjonalnego postępowania. O lekarzach, trenerach NBA i przywódcach państw, o pułapkach owczego pędu i zdania większości. O tym, że we Francji Słońce krąży wokół Ziemi, a Rosjanie specjalnie wprowadzają w błąd graczy w „Milionerach”. Na podstawie wielu doświadczeń i przykładów pokazują, że choć większość z nas uważa się za osoby rozsądne, to znacznie częściej, niż nam się wydaje, zachowujemy się bezsensownie. Autorzy bardzo obrazowo i jasno opisują różne czynniki, które zaburzają nam racjonalny osąd. Wiedza, jak i praktyczne wskazówki, jakie przekazują, mogą zatrzymać siły odbierające zdrowy rozsądek. Poznając je oraz ich działanie, możemy poprawić nasze życie. 

Nie ma osoby, która nie padłaby ofiarą choćby chwilowej utraty rozumu, zatem im lepiej zrozumiemy naturę tego zjawiska, tym łatwiej nam będzie uniknąć nielogicznego zachowania i jego skutków w codziennym życiu. Żebyśmy po fakcie nie musieli się zastanawiać: „Co mi odbiło?”.

Książka ukazałą się nakładem Wydawnictwa Kompania Mediowa 24 lutego 2021 w docenianej przez czytelników serii "Inwestuj w siebie".


Dodał(a): CKM.PL Piątek 05.03.2021