Piękny umysł

Z rodziną trzeba grać twardo, ale bez żadnych sztuczek

 fakir

Jak byś się czuł, gdyby kilka razy w miesiącu potrącił cię autobus miejski? Trochę by ci się kręciło w głowie? John Richmond wygląda na faceta, który przeżyłby nawet bliskie spotkanie trzeciego stopnia z pociągiem InterCity Warszawa–Berlin. Ze swoim bratem Kenem tworzą niezapomniany ekstremalny duet, który żyje z udowadniania, że prawa fizyki są niczym w porównaniu z potęgą umysłu. Panowie z amerykańskiego stanu Indiana robią to zawodowo i tak często, jak chce tego publiczność. Ich pokaz jest ulepszoną wersją starego numeru hinduskich fakirów, którzy kładą się na desce nabijanej ćwiekami i udają, że nic się nie dzieje. Role obydwu panów Richmond w ich przedstawieniu są ściśle podzielone. John zajmuje miejsce na łożu z gwoździami i przykrywa się czterema kamiennymi płytami. Ken bierze do ręki siedmiokilogramowy młot i wali z całej siły. Jeśli ma szczęście, płyty pękają za pierwszym razem. Jeśli ma zły dzień, musi, niestety, poprawiać. Panowie twierdzą, że nie ma tu żadnych sztuczek i wszytko dzieje się naprawdę. Teoretycznie John po takim uderzeniu powinien wyglądać jak rzeszoto, ale przecież dwa lata trenował, zanim poszedł pod młot. Dzięki przygotowaniom potrafi wyłączyć w swoim mózgu ośrodki bólu i strachu, co jest podstawą sukcesu w tej branży. Mimo iż bracia wykonywali już setki razy swój ekstremalny numer z młotem, nie ma dożywotniej gwarancji, że pokaz zawsze skończy się pomyślnie. Pozostaje zatem mieć ciągle nadzieję, że Ken nie zdekoncentruje kiedyś Johna uderzeniem w głowę.


Dodał(a): pm Czwartek 11.08.2011