Kac Vegas w realu

Chłopaki z Wielkiej Brytanii bawią się najgłośniej, najostrzej i mają najbardziej epickie przygody. Jordanowi po grubym wieczorze kawalerskim urwał się film i obudził się w innym kraju. Bez telefonu, dokumentów czy pieniędzy. Znasz to skądś...?
kac-vegas-w-realu.jpg

Jordan Adams, 33-letni Londyńczyk, razem z kumplami bawił się na wieczorze kawalerskim przyszłego szwagra. Rzecz działa się w Monachium, w Niemczech. Mężczyźni imprezowali w klubie nieopodal hotelu. W pewnym momencie oddzielił się od nich. Pogubili się, więc Jordan postanowił wrócić bezpiecznie do pokoju i zatrzymał taksówkę. Jednak nie był w stanie określić, gdzie się zatrzymali, więc kierowca był bezsilny. Nieopodal stał autokar. Jego luki bagażowe były otwarte, a Brytyjczyk był tak zmęczony, że zobaczył w nich łóżku. Wgramolił się do środka i zasnął. Obudził się pięć godzin później.

Ze snu wyrwało go ostre światło i przeklinanie kierowcy autokaru. Jordan wytoczył się z luku bagażowego i ruszył przed siebie. Po drodze mijał znaki z napisami „Zurych”. Modlił się, by był to jakiś Zurych niedaleko Monachium. Modły nic nie dały – zobaczył charakterystyczną czerwoną flagę z białym krzyżem - był ponad 300 kilometrów od hotelu, w Szwajcarii. W trasie budził się kilka razy, ale nie mógł nic zrobić. W bagażniku było zimno i ciasno, czekał więc na jakiś przystanek

Nie miał przy sobie żadnych dokumentów ani telefonu. Tłumaczył się, że zachował się jak idiota i zostawił wszystko w hotelu, bo bał się, że zgubi te rzeczy po pijaku. Miał co prawda gotówkę, ale wydał ją na próby dotarcia taksówkami do hotelu tuż po oddzieleniu się od grupy. Wspomina coś o 3 lub 4 taksówkach, z których go wyrzucano. Udał się więc na najbliższy komisariat, gdzie policjanci mieli z niego niezły ubaw. Pośmiali się z nieszczęśnika, ale podrzucili go na dworzec kolejowy i wsadzili do pociągu do Monachium.

W międzyczasie zadzwonił do swojej żony, by ta poinformowała brata, że jest bezpieczny i wraca na kolejną kolejkę piw. Po powrocie Jordan podszedł z kumplami z powrotem do tego samego klubu. Okazało się, że jest on niecałe 100 metrów od hotelu…

I pewnie zaśmiejesz się, że przydałby się Jordanowi identyfikator z nazwą hotelu albo podpisana od wewnętrznej strony kurtka, ale Londyńczyk miał opaskę z adresem pobytu w Monachium, ale zerwał ją podczas imprezy. Podróży mogła mu szczędzić obroża dla pijanych - Vive.





Dodał(a): Jan Rzeźnik Czwartek 11.06.2015