Małpa: 'Ja nigdzie nie odszedłem, by teraz musieć wracać' – wywiad

Podobno wyczekane lepiej smakuje. Po trzech latach przerwy Małpa wydał swój czwarty album pt. 'Bóg nie gra w kości'. Z tej okazji wybrałem się do Torunia, by spotkać się z Łukaszem i zadać mu kilka pytań. Porozmawialiśmy m.in. o branży muzycznej, zaskoczeniu odbiorem płyty, przyszłych ruchach i o tym, jak łatwo można przepuścić pierwsze, większe pieniądze.
Zrzut ekranu 2022-05-11 o 18.25.11.png

Konrad Klimkiewicz (CKM.PL) Dlaczego na płycie nie ma gościnek?

Łukasz Małkiewicz (Małpa): Nie czułem szczególnej potrzeby, by kogoś zapraszać. Myślę, że już w przeszłości udało mi się coś wspólnie nagrać z osobami, z którymi czułem tę muzyczną chemię, a w przypadku płyty "Bóg nie gra w kości" mogłem skupić się na samodzielnej pracy nad materiałem. Podczas całego okresu powstawania krążka wszystko mi wychodziło płynnie, nie miałem takiego zastoju na zasadzie "dobra, potrzebuję do kogoś zadzwonić, bo tu coś uda mu się wymyślić.

Czy to nie przypadkiem przez to, że choć znasz większość osób z branży, to żadnego "nie możesz nazwać ziomalem"? 

Raczej nie, bo to też nie jest tak, że z nikim nie mam kontaktu. Zwyczajnie nie mam kogoś, z kim utrzymywałbym bliższe relacje. Być może, gdybym mieszkał w większym mieście...

...Tutaj Ci przerwę, bo to miało być moje kolejne pytanie. Zastanawiałeś się nad przeprowadzką do Warszawy? W końcu tam miałbyś kolosalnie więcej możliwości.

Przychodzą mi czasami takie pomysły do głowy, ale już coraz rzadziej. Mnie samego aż tak nie ciągnie do większego miasta, a gdybym nawet miał się przenosić, to nie mogę sam podjąć decyzji, tylko musimy ją podjąć wspólnie z żoną. Ona pracuje w Toruniu. Jest tatuatorką, przez co latami musiała budować sobie bazę klientów w okolicy, więc nie mogę wrócić do domu i powiedzieć "dobra, rzucamy wszystko, wyprowadzamy się". Może gdybyśmy działali jakoś aktywnie w mediach społecznościowych i potrafili się pokazać, to nie byłoby to aż takie ciężkie, ale jednak oboje trzymamy się jak najbardziej tradycyjnych form działania.



Właśnie, media społecznościowe raczej traktujesz jako przykrą konieczność do formy promowania swojej muzyki, prawda? Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.

Kiedyś tak było, ale teraz staram się na to bardziej otwierać. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo ostatnią rzeczą, jaką bym chciał, to stać się osobistością internetową. Chce traktować media społecznościowe jako narzędzie pracy, ponieważ obecnie chyba tylko w taki sposób mogę budować jakieś relacje z fanami i dzielić się informacjami odnośnie np. koncertów.

Drugim kanałem mogą być media, z którymi ostatnio chętniej rozmawiasz. Rozumiem, że to też jest element promocji albumu, ale mimo wszystko nie zaprzeczysz, że teraz częściej niż kiedyś dajesz się namówić na wywiady.

To naturalna sprawa, że przy okazji premiery płyty kilka tych wywiadów się pojawi, ale nie zauważyłem, by pojawiło się wokół mnie większe zainteresowanie. Chociaż muszę przyznać, że teraz media chętniej mnie zapraszały, niż przy okazji premier poprzednich płyt. Z czasem zmieniało się też moje podejście. Najpierw udzielałem wywiadów każdemu, kto tylko o to zapytał. Wiesz, jechałem na koncert do jakiejś niewielkiej miejscowości, przychodził bloger, którego obserwowało może z sześć osób, a ja dawałem mu przygotować materiał i rozmawiałem z nim. Dopiero po pewnym czasie zmieniłem podejście. Teraz udzielam mniej wywiadów, ale za to staram się to robić w głównej mierze osobom, które rzeczywiście nie będą podchodziły do tego z przymusu i nasza rozmowa będzie zwyczajnie ciekawa, a nie składająca się z powielanych kilkukrotnie pytań i tych samych odpowiedzi. Chce też trafić do mediów, które dadzą mi większą możliwość do kontaktu z fanami.

Zrzut ekranu 2022-05-11 o 18.25.48.png

Jakieś większe znaki odnośnie premiery Twojej najnowszej płyty zbiegły się z informacją o powrocie 2stego. Liczyłem, że może akurat będzie to okazja do ponownej współpracy.

Raz się tylko skumałem z 2stym, przy okazji pracy nad pierwszą płytą. Później jednak koleżeńsko się trzymaliśmy. Ja go zawsze będę dopingował i wspierał, bo to jest zwyczajnie fajny koleś. Może i jego muzyczna stylówka nie trafia w moje gusta jakoś szczególnie, ale zawsze byliśmy dla siebie nawzajem przyjacielscy i serdeczni. Planów co do współpracy na tę chwile nie ma, ale może jeszcze się do siebie odezwiemy.

Kawałek "Pamiętaj kto 2" jest swego rodzaju hołdem dla artystów, których słuchałeś w młodości. Nie będę oryginalny, gdy o to zapytam, ale... dlaczego wśród wymienionych tam ksyw nie pojawił się O.S.T.R?  

Wyniknęło to z mojego niedopatrzenia i nietypowej metodologii pracy nad tym numerem. W internecie wyliczano mi, kogo pominąłem, co jest zrozumiałe, ale niepotrzebnie szukano w tym wszystkim drugiego dna. Wiesz, być może też te osoby nie były dla mnie aż tak istotne, jak te o których nawijam i nie przyszły mi do głowy, gdy pisałem ten numer. Druga sprawa jest taka, że mogłem o kimś zwyczajnie zapomnieć. Scena już wtedy była olbrzymia, a teraz jest rozdmuchana do granic możliwości i ja też musiałem trochę poszukać w pamięci artystów, którzy jakoś na mnie bardziej wpłynęli. Być może O.S.T.R powinien się tam znaleźć z dokumentalnego obowiązku, ale też nie był to raper, którego namiętnie słuchałem. 

Jesteś zadowolony z dotychczasowych wyników płyty "Bóg nie gra w kości"? Mam wrażenie, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłeś jej odbiorem. W końcu fani musieli czekać trzy lata na Twój powrót.

Ja nigdzie nie odszedłem, by teraz musieć wracać. Od początku swojej szerszej działalności muzycznej tworzę w takim trybie i nic się nie zmieniło. To też nie jest tak, że np. rok to naturalny okres tworzenia płyty, który koniecznie trzeba przestrzegać. Są raperzy, którzy tworzą krążek w miesiąc, a są i tacy, którzy pracują nad nim o wiele dłużej. Ten rok został przyjęty ze względów czysto ekonomicznych. Wielu muzyków chce się trzymać w topce, grać na przeróżnych festiwalach i gdzieś tam się częściej pojawiać, więc wydawanie płyty przy okazji rozpoczęcia corocznego sezonu koncertowego jest opłacalne. Ja się do tego nie dostosowałem.

Dlaczego? Czy to ma jakiś konkretny powód pokroju "pracuję dłużej nad albumem bo chce go doprowadzić do perfekcji", czy raczej ogranicza się tylko do wygody?

Nie lubię się spieszyć i tworzę wtedy, kiedy odczuwam taką potrzebę. Sama praca nad muzyką zajmuje mi dużo czasu, ale należy doliczyć do tego cały proces wydawniczy, w który się angażuje, a także projektowanie okładki, pracę nad klipami itd. Ja tworzę płytę jako całość, a nie jako kilka tracków zapisanych na kompakcie. Cała ta estetyka pozamuzyczna jest ważna, od samych początkowych projektów, po pomysły na promocję. Poza tym ja sam lubię zespoły, które wydają płyty rzadko i na które trzeba czekać. 

Teraz raczej trzymasz się takiego bocznego toru pod względem najpopularniejszych wykonawców, ale masz za to szereg dojrzałych fanów, którzy są z Tobą od lat. Czy jednak czułeś się kiedykolwiek mainstreamowym artystą? Wiesz, chodzi mi o taką absolutną topkę.

Jak wyszła moja pierwsza płyta w 2009 r., to faktycznie był taki moment, kiedy rzeczywiście byłem w tej czołówce sceny, ale wydaje mi się, że później stopniowo właśnie krystalizowałem sobie to mniejsze, lecz stałe grono fanów. Nie miałem też szczególnego parcia, by za wszelką cenę się tam utrzymać.



A czy w pewnym momencie zachłysnąłeś się sławą? Wiesz, nagle jesteś rozpoznawalny, ludzie chcą robić z Tobą zdjęcia, zagadują, męczą, no i przede wszystkim zarabiasz gigantyczne sumy na tworzeniu muzyki – to musi gdzieś znaleźć swoje odbicie.

Raczej nie. Zawsze trzymałem się z dala od środowiska raperów ze względu na to, że zwyczajnie nie czułem potrzeby stawania się jego integralną częścią, by często się z nimi spotykać, pić wódkę i melanżować. Wydaje mi się, że to głównie to wpłynęło na fakt, że nie zachłysnąłem się sławą. Oczywiście zdarzały się jakieś większe imprezy po koncertach, ale nie sprawiało mi żadnej satysfakcji klepanie się po plecach ze wszystkimi i bratanie z ludźmi, którzy niekoniecznie mogą mi być bliscy. Inną sprawą jest jednak kwestia pieniężna. Pochodzę z domu, w którym było raczej bardzo skromnie. Naturalnie w sytuacji, w której zacząłem grać koncerty i zarabiać pierwsze tysiące, nie bardzo wiedziałem, co zrobić z tymi pieniędzmi. 

Później to się zmieniło? Byłbyś w stanie np. teraz zakończyć karierę i już do końca życia nie pracować? Pytam tylko o kwestię pieniężną. 

Myślę, że gdybym rozsądnie gospodarował finansami od początku mojej rapowej drogi, to byłbym w stanie, ale bardzo dużo pieniędzy straciłem i to nawet trudno powiedzieć na co. Można żyć tak, że zarabia się dziesięć tysięcy miesięcznie, a ostatnie kilka dni biedować. To nie jest nawet tak, że musisz pić najdroższe alkohole, jeść w luksusowych restauracjach i codziennie wydawać na ćpanie. Te pieniądze się rozchodzą w najróżniejszych, codziennych sytuacjach. Później najczęściej człowiek nie jest w stanie nawet powiedzieć, na co wydawał. Zgubna jest ta świadomość posiadania. Czujesz wtedy, że to się nie kończy, a w konsekwencji nic nie zaoszczędzisz na ewentualne ciemniejsze dni. Tak przynajmniej było w moim przypadku, ponieważ z pierwszej płyty nie odłożyłem, co najwyżej kupiłem sobie kilka droższych ciuchów. 

Taki problem może mieć tak naprawdę większość osób, które nie pochodzą z zamożnej rodziny, a nagle zarobią jakieś pierwsze pieniądze...

... Dokładnie, dlatego wychodzę z założenia, że w szkołach ktoś powinien wprowadzić edukację finansową. Być może to uchroniło by takich ludzi, jak chociażby ja. W domu nikt mnie nie nauczył, jak obchodzić się z pieniędzmi, bo przecież ich nie było. Nie wiedziałem więc, co zrobić w sytuacji, gdy zarobię więcej, niż potrzebuję. Nie miałem pojęcia co zrobić z tą nadwyżką. Uważałem, że mogę wydać wszystko, co mam. Uczenie się na własnych błędach w wielu przypadkach jest w porządku, ale czasami mogą być one tragiczne w skutkach. W końcu są ludzie, którzy gdzieś tam zarobili większe pieniądze, ale nagle to się skończyło. Przyzwyczajeni do wyższych standardów nagle zaczynają pożyczać i brać kredyty, by się gdzieś tam utrzymać ten poziom, a potem to już idzie lawinowo. 

A jak z biegiem lat utrzymuje się ta popularność? Ludzie zagadują do Ciebie na mieście? Toruń nie należy do największych, a ty jesteś dość wyraźnym reprezentantem miasta, więc chyba nieciężko trafić na fanów.

Zdarzają się sytuacje, ze ktoś do mnie zagada na mieście, ale dzieje się to na dużo mniejszą skalę, niż kiedyś. Myślę, że są dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Raz, że jestem znacznie mniej popularnym raperem. Drugi, nie mniej istotny powód jest taki, że ja mam stosunkowo dojrzałą wiekowo publiczność Pewnie gdybym miał 16 lat i spotkał Tedego na mieście, to od razu bym podbijał po to, by zrobić fotę. Dzisiaj, gdybym go gdzieś mijał, to bym się co najwyżej uśmiechnął, gdybyśmy złapali kontakt wzrokowy. Nie podbijałbym, bo nie jest mi to do niczego potrzebne i zdaję sobie sprawę, że zbłaźniłbym się przed nim, podbiegając i robiąc jakiś cyrk. Jestem też rozpoznawalny w większym stopniu, niż to odczuwam, bo wiele osób zwyczajnie do mnie nie podchodzi z różnych przyczyn. Dostaję gdzieś w mediach społecznościowych wiadomości pokroju "Widziałem Cię dzisiaj w galerii" albo "Czy to ty jechałeś na rowerze w takim miejscu o takiej godzinie?". Tak, ja jechałem, ale dzięki, że do mnie nie podbiłeś. Nie mam nic przeciwko, gdyby ktoś widząc, że idę sobie po mieście, podszedł i powiedział przykładowo, że dobrą płytę nagrałem albo zwyczajnie zamienić trzy słowa, ale jednak ta forma prywatności nie powinna być przekraczana i szanuję ludzi, którzy potrafią "wyczuć moment". Idealnym przykładem jest koncert. Zawsze wtedy staram się pogadać, zrobić wspólne zdjęcie, podpisać płytę. Z kolei wolę, by nikt mnie nie zaczepiał, gdy wychodzę w kapciach do sklepu po bułki. 

Podałeś jako przykład Tedego, a właśnie z tego co mi wiadomo, to Jacek rozgałęził sobie życie prywatne i publiczne, czego się konsekwentnie trzyma. 

Tak, to dość radykalne podejście, ale konsekwencja w tej kwestii może imponować. W moim kontekście nie można mówić o problemach z popularnością, natomiast doświadczyłem jej na tyle, że jestem w stanie sobie wyobrazić, co może przeżywać taki Quebo czy Mata. Oni nie mogą sobie po prostu wyjść na miasto, ponieważ każdy, kogo mijają, wie kim oni są i najprawdopodobniej coś od nich chce. To nie jest tak, że rozpoznawalność równa się z oddaniem się na własność wszystkim dookoła. Wiadomo, że są tych, którzy zaczęli to robić właśnie po to, by być rozpoznawalnymi, ale są i twórcy, którzy zwyczajnie chcieli robić rap. Popularność stała się dla nich "efektem ubocznym", więc poszanowanie prywatności im się należy.

Zrzut ekranu 2022-05-11 o 18.26.14.png

"Bóg nie gra w kości" nie jest Twoją ostatnią płytą, prawda? Na kolejną fani też będą musieli poczekać trzy lata? 

Na pytanie odnośnie czasu wolałbym nie odpowiadać, bo nie chce składać deklaracji bez pewności, że pokryją się z rzeczywistością. Myślę jednak, że to nie jest ostatnia płyta. Teraz zmieniło się też moje podejście, ponieważ wspomnieliśmy już, że zaskoczył mnie odbiór krążka "Bóg nie gra w kości" i to też dało mi jakiś zastrzyk motywacji. Nie będę ściemniał, że jak zaczynałem ją robić, to gdzieś z tyłu głowy pojawiała się myśl "to jest moja ostatnia płyta". Nie chcę też, by ludzie mi w negatywnym kontekście zarzucali działanie według poczucia "jak się sprzedaje, to robię, a jak się nie sprzedaje, to nie robię". Robienie muzyki nie wymaga tworzenia fizycznych odpowiedników. Mam na myśli to, że wypuszczenie swojego materiału równa się wielkiej inwestycji i wkładanie ogromnych kwot bez przekonania, że to się chociaż zwróci, z pewnością nie jest dla mnie. Nie chcę się tak bawić, że stworzę płytę i wtopię w nią jakieś niebotyczne sumy. Obawiałem się jednak, że o ile "Bóg nie gra w kości" jeszcze będzie sukcesem, o tyle następny projekt może okazać się przestrzeloną inwestycją. Okazało się, że być może tak nie będzie, zobaczymy.

To przecież zupełnie normalne podejście. 

Tak, ale czasami muszę to tłumaczyć. Zawsze w kwestii zawodów artystycznych jest takie przekonanie, że twórca będzie tworzył tylko po to, by tworzyć. Nie przeczę, ze to zajebiste podejście, natomiast artysta jest takim samym człowiekiem, jak każdy inny i potrzeba tworzenia jest dopiero którąś w kolejce. Dopiero, gdy zapewnimy sobie bezpieczeństwo i spokój, dach nad głową i brak zmartwień o to, czy będziemy mieli co jeść, możemy dalej myśleć o tworzeniu. Oczywiście są od tego wyjątki. Znajdą się artyści, których nikt nie słucha, nikt nie chce czytać, a oni i tak dalej działają, ale to są już jakieś radykalne przykłady. 

***


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / fot.: Sylwia Szyplik Środa 11.05.2022