Maturzyści wpadli przez Google

Tegoroczna matura jest wyjątkowa nie tylko z powodu koronawirusa, ale także ze względu na ewentualny wyciek tematów. Wygląda na to, że nieuczciwych abiturientów zgubiło zaufanie do technologii.
iStock-1128397407.jpg

Ściąganie jest stare jak szkoła. Według danych CBOS 58% Polaków nie jest przeciwnych oszukiwaniu na testach lub egzaminach, a zaledwie 28% badanych ostro potępia tego typu praktyki. Szacuje się, że ściąga do 95% polskich uczniów. Istnieją przypuszczenia, że pozostałe 5% badanych po prostu nie wie, jak się za to zabrać.

Dlaczego ściągamy? Co trzeci uczeń twierdzi, że wynika to z jego nieprzygotowania, co piąty walczy w ten sposób o lepszą ocenę. I choć w polskich szkołach ściąganie podczas zwykłego sprawdzianu kończy się zazwyczaj oceną niedostateczną, którą należy poprawić, to korzystanie z nielegalnych pomocy naukowych na maturze wiąże się z unieważnieniem całego egzaminu. Dla przykładu w 2015 roku unieważniono 127 matur z powodu ujawnienia niesamodzielnej pracy abiturientów. 
Tegoroczni maturzyści wpadli, ponieważ nie przyszło im do głowy, że Google prowadzi statystki i wyszukiwanie odpowiedzi na konkretny temat stanie się ich częścią. Dokładniej chodzi o fakt, że w dniu egzaminu z języka polskiego, który tradycyjnie rozpoczyna się o 9:00, od godziny 6:30 zanotowano w województwie podlaskim wzrost wyszukiwań frazy „wesele elementy fantastyczne”.

Niespełna trzy godziny później okazało się, że temat tegorocznej matury brzmi: "Jak wprowadzenie elementów fantastycznych do utworu wpływa na przesłanie tego utworu? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do podanych fragmentów "Wesela". Ministerstwo twierdzi, że egzaminu nie trzeba powtarzać w całej Polsce, a wyłącznie tam, gdzie doszło do przecieku. Skąd resort ma pewność, że maturzystka z Białegostoku nie zadzwoniła do kuzynki z Katowic nie do końca wiadomo. Oczywiste jest jednak, że dla polskich ministrów nie ma rzeczy niemożliwych. 

AGENT 007
I choć tym razem technologia okazała się największą pułapką dla nieuczciwych zdających, to zazwyczaj wychodzi naprzeciw ich oczekiwaniom. Z tego powodu w okresie matur oblężenie przeżywają sklepy detyktywistyczne. Tam za kilka złotych można kupić długopis piszący tuszem widocznym jedynie w świetle UV, które oczywiście jest emitowane przez urządzenie. Jeśli uczniowie dysponują nieco większym budżetem, mogą zaopatrzyć się w zestaw egzaminacyjny”. Takie pakiety składają się z mikrosłuchawek, mikrofonów i kamer. Koszt takiej zabawki to od tysiąca złotych w górę. Taniej wychodzi się nauczyć. 

Zanim internet stał się chlebem powszednim, uczniowie radzili sobie chałupniczymi metodami. Były więc ściągi przyklejane do butelek, podklejane pod identyfikatory, skręcane ruloniki wszywane do rękawa i karteczki wkładane pod rajstopy z obowiązkową spódniczką mini – to akurat nasz ulubiony sposób. W latach 2000 hitem były ściągi drukowane na folii, a jeśli ktoś miał dostęp do matowej folii, zdobywał powszechny szacunek na szkolnych korytarzach.



Dodał(a): Adam Barabasz / fot. iStock Wtorek 09.06.2020