Mistrzostwa Azji
Dlatego to właśnie my, najtwardsi redaktorzy CKM, wzięliśmy na siebie ekstremalnie niebezpieczne zadanie: test piw z Dalekiego Wschodu. Pamiętaj, że jesteśmy zawodowcami, mamy kevlarowe żołądki i tytanowe wątroby. Nie próbuj nas naśladować!
ASAHI SUPER DRY 0,33 l/5,70 zł PHUKET 0,33 l/4,80 zł LION STOUT 0,33 l/4,60 zł SUN MOON STAR 0,33 l/ 4,70 zł HUE 0,35 l/7,40 zł SUN LIK 0,33 l/6,80 zł LAO 0,33 l/4,80 zł CHANG 0,33 l/7,50 zł
Czy japońskie piwo na bazie m.in. kukurydzy, warzone na licencji
w Czechach, może zachwycić? „Bez przesadnej ekscytacji, ale jest urocze jak
barmanka z Tokio” - słychać pojedynczy głos. Reszta opinii jest bardziej surowa
i na ich bazie stwierdzamy, że 5–proc. Asahi zasmakuje ci, wyłącznie jeśli
lubisz „słodko–kwaśny aromat starej ścierki z baru w Osace”.
Kolejne 5 proc. tym razem zawarte w butelce z etykietą typu „tajska
wieś tańczy i śpiewa”. Ten wynalazek może doprowadzić do rozstroju nerwowego - pijesz
i nie wiesz, czy jest bardziej cierpki, kwaśny, gorzki, czy słonawy. Do tego
ten wiśniowy posmak wygazowanej Cherry Coke... Każdy średnio rozgarnięty Europejczyk
stwierdzi, że co Tyskie, to Tyskie!
Konkretne 8 proc. alkoholu w tym ciemnym piwie z Cejlonu
(Sri Lanka) na dzień dobry wywołuje uśmiechy na ustach testerów. Czyżby ten
produkt był prawie jak żywiecki Porter? Wesołe miny znikają po pierwszym łyku: „smakiem
i konsystencją przypomina sos sojowy”. Daje się nawet słyszeć groźne hasło: „od
dziś nie lubię ciemnych!”. A jednak „prawie” robi różnicę.
Dzieło browarników z chińskiego miasta Yantai. Załamka
zaczyna się podczas studiowania etykiety - „3,1 proc.? Czy to napój dla matek karmiących?”.
Ekipa testerów grozi wycofaniem się z eksperymentu. Przekonani finansowo zostają.
Ocena: „brakujące ogniwo pomiędzy kleikiem ryżowym a naparem z żeń-szenia”,
„ścieki z Żółtej Rzeki” oraz „tym Chińczycy torturują Tybetańczyków”.
Ta–da! Piwo o mocy 5 woltów, warzone w wietnamskim mieście Hue
nad Rzeką Perfumową. Jedni testerzy zaczynają narzekać na jego cierpkość, innym
ta cecha nawet się podoba. Wszyscy jednak są zgodni, że napój ma... jakiś
dziwny zapach. Nieprzyjemne skojarzenia naszych redaktorów sięgają od „odoru na
zatłoczonym basenie” po „zapach napalmu o poranku”.
To piwo „w stylu hongkongskim warzone na licencji w Wielkie Brytanii”.
Jakie jest pierwsze spostrzeżenie po odkapslowaniu butelki? „Piana! Dużo piany!”
Po przetrwaniu bąbelkowego ataku można zauważyć słabą goryczkę i zdecydowaną
kwaskowatość tego jasnozłotego, 5–procentowego lagera. Niuanse? „Jakby takie
lemoniadowe” oraz „ma aromat... ryżu i ryby!”.
Pięcioprocentówka z Laosu urzeka oldskulową butelką w stylu piw
z czasów komuny. I coś jest na rzeczy, gdyż według testerów: pieni się jak woda
u ujścia Wisły do Bałtyku”, „czuć echa radzieciego niby–szampana”, „wyraźnie wyczuwalna
nuta kapsla”. Jako że nasi testerzy z rozrzewnieniem wspominają PRL-owskie
budki piwem, Lao zostaje uznane za datne do picia.
Za ten wynalazek odpowiada Cosmos Brewery z Tajlandii. Piwo ma
moc 5 koni i jest... niemal pozbawione smaku. A jeśli już coś niecoś poczujesz,
to „wino musujące Piccolo z małą domieszką bimbru”, „subtelny aromat bagna”
bądź „aromat wody toaletowej tajskiej call girl”. Gwoździem do trumny napoju
jest jego dziwna konsystencja, jakby... glutowata i brak klarowności.