Niekryty Krytyk: Wiocha vs Miacho

W pewnym momencie życia każdego człowieka przychodzi taki czas, kiedy trzeba zdecydować: miasto czy wieś? I jedno i drugie ma swoje zady i walety, więc spróbuję włączyć halogen porównawczy i nieco naświetlić temat.

niekryty-krytyk-ckm.jpg




Jeśli zdecydujesz się na życie w mieście, czeka cię wachlarz niezapomnianych atrakcji. Klęcie pod nosem w autobusie przepełnionym spoconymi mieszczuchami w designerskich ciuchach i z kubkiem Starbucksa w dłoni. Klęcie na głos w używanym passacie, pokonując korek z prędkością siedmiu kilometrów na godzinę spóźnienia w pracy. Klęcie na cały głos z balkonu, w środku nocy, nad ulicą, która wręcz szczyci się tym, że nigdy nie śpi i niemiłosiernie dotrzymuje słowa. Generalnie szykuj się na radykalizację języka i nieustanny stan podkurwienia.


•••

Z drugiej strony, w weekend możesz iść do kina i słuchać śmiechów na sali podczas seansu „Pasji”, bo w nowoczesnym mieście nowoczesne społeczeństwo nie uznaje starodawnego tabu i lepiej się do tego przyzwyczaj. I na odwyrtkę – komedie, szczególnie polskie, nie powinny być w prawdziwym mieście powodem do ubawu, bo to pierwsza oznaka mało wysublimowanego poczucia humoru. Przecież i tak jesteś tu tylko po to, żeby jeszcze tego samego dnia przedstawić na fejsie swoją ekspertyzę
dotyczącą stanu rodzimej kinematografii. Z Karolaka to się można śmiać na wsi.


•••

Jeśli zgłodniejesz, możesz odwiedzić jedną z tych wypasionych restauracji, które w blat stolika mają wbudowane dotykowe menu, Endomondo, horoskop oraz live view na
sopockie molo. Za jedyne sześćset złotych plus napiwek zjesz tu dwa plasterki sera, steka gabarytowo dopasowanego do Smerfetki i jeszcze coś, czego nawet nie potrafisz zidentyfikować i poprawnie nabrać na widelec. Nieważne, najwyżej zrobisz zakupy na wieczór – a wybór masz w miachu spory. Żeby trafić na nabiał w dużym supermarkecie będziesz musiał skorzystać z GPS–u i spośród dwudziestu sześciu takich samych twarożków wybrać ten najbardziej bezglutenowy.


•••

Na wsi o żywności bezglutenowej nikt nawet nie słyszał. Tutaj jak coś śmierdzi zgnilizną, ale nie do porzygania, uchodzi za zdatne do jedzenia. Nie potrzebujesz nawet GPS–u, bo w jedynym sklepiku na całą wioskę kupisz twaróg, gwoździe, truciznę na nietoperze i większość części do Ursusa, a przy okazji spotkasz wszystkich swoich znajomych. Nie ma może kin na trzysta miejsc i klubów ze stadionowym nagłośnieniem, ale Pan Janek co tydzień w remizie taką imprezę rozkręca, że niektórych uczestników nie udaje się nigdy odnaleźć, nawet jak się cała wieś zrzuci na Rutkowskiego. W kinach, zwanych potocznie „pokojem z telewizorem”, królują komedie z Karolakiem sprzed siedmiu lat i „Rolnik szuka żony”. Ten, kto dostał się do „Rolnika”, automatycznie zostaje lokalnym celebrytą i ma dożywotnią zniżkę na parówki w sieci Społem.


•••

Restauracji jest może mniej, niż w mieście, ale niechaj pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie pociągnął grzdyla świeżego mleka z krowiego cyca. Tak podniebienia nie połechce ci nawet „moment” w knajpie Wojciecha Modesta Amaro, a jedyną ceną za tę atrakcję będą spodnie nadprute podczas przeskakiwania przez płot sąsiada. Nie można również narzekać na poziom edukacji, bo w przeciętnej klasie znajduje się średnio jedno dziecko i czasem jest w niej nawet trzeźwy nauczyciel. I to bez wyroku.


•••

Wybór pomiędzy miastem a wsią jest trudny z jednego powodu – wszystko wskazuje na to, że odrobina mentalności zarówno jednej i drugiej tkwi gdzieś w każdym z nas. Może więc warto połączyć wodę z ogniem – i od tej pory kawę zamawiać w tym cholernym Starbucksie, a mleko dodawać prosto od tej cholernej krowy?

Ten tekst Niekrytego Krytyka pochodzi z CKM nr 11/2015. Spodobało ci się? Nowy, jeszcze ciepły felieton Niekrytego – tym razem o świętach wielkanocnych – znajdziesz w kwietniowym numerze CKM (już w kioskach)!

ckm416.jpg


Dodał(a): Niekryty Krytyk Piątek 25.03.2016