Nieudany żart pasażera. Na pokład wkroczyli antyterroryści

Nazwa sieci Wi-Fi doprowadziła do wezwania FBI, alarmu bombowego i ewakuacji samolotu. Żartowniś poniesie teraz poważne konsekwencje.
samolot.jpg

Nazwy sieci internetowych mogą wywołać mega poruszenie. Niedawno sąsiedzi parafii w jednej z miejscowości pod Warszawą nazwali router "Lucyfer". Interweniował sam proboszcz parafii Świętej Marii Magdaleny. Według niego, nazwa jest szkodliwa, bo obraża uczucia religijne. Nawet zaproponował, że pomoże ją zmienić, a jeśli mieszkańcy tego nie zrobią, to zagroził pozwem.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Zrzucali świnie na bungee

Ale teraz sprawa jest o wiele poważniejsza. Przekonali się o tym pasażerowie linii lotniczych Delta, którzy chcieli odbyć podróż z lotniska w Detroit w USA. Jedna z osób zmieniła nazwę udostępnianej przez siebie sieci bezprzewodowej na "remote detonator", czyli z angielskiego "zdalny detonator".

Współtowarzyszka pasażera podpięła się pod sieć i oboje uznali, że to fajny żart. Mimo prósb, nie przestawili telefonów w tryb samolotowy. Wtedy nazwa WiFi po prostu by zniknęła.

Alarm bombowy przez dwa słowa

Co było dalej? Wszczęto alarm bombowy, pojawiło się FBI, straż pożarna i karetka pogotowia. Sprawcami zamieszania okazali się 31-letni mężczyzna i jego przyjaciółka. Zostali usunięci siłą z pokładu, ewakuowano także wszystkich pasażerów. Służby spędziły kilka godzin na przeczesywaniu maszyny. Ostatecznie samolot odleciał z 5-godzinnym opóźnieniem.

Teraz parze zostaną postawione zarzuty. Na pewno dostaną również mega rachunek za koszty akcji oraz opóźniony lot.

Zobacz także: SUV rozpędza się do setki w 2,9 sekundy!





Dodał(a): Tomasz Orszulak Czwartek 23.01.2020