Pies wojny
Tomasz Kot, gwiazdor filmów, seriali i kultowych reklam zagrał Hansa Klossa, agenta J-23 w najnowszym thillerze wojennym " Stawka większa niż śmierć"!
CKM: No proszę – Tomasz Kot jako Hans Kloss! A właściwie dlaczego nie jako Hermann Brunner? Brunner zawsze miał lepsze puenty, wyprasowany mundur, no i pięciomarkowe cygara!
Tomasz Kot: Na początku, podczas kompletowania obsady, rzeczywiście były takie pomysły. Ale Patryk Vega, reżyser „Stawki większej niż śmierć”, stwierdził, że Kloss to o wiele większe wyzwanie. Lubię wyzwania, więc wybór był prosty.
CKM: Hans Kloss to ikona...
Tomasz Kot: Jakkolwiek by patrzeć, to fikcyjna postać.
CKM: Jestem przekonany, że wielu Polaków wierzy, iż Hans Kloss istniał!
Tomasz Kot: Coś w tym jest. W czasie zdjęć często zaczepiali mnie statyści z pretensjami, że przekręcamy wydarzenia z serialu. Ja im na to, że to nieco inna historia, że nie odtwarzamy dokładnie serialu. Oni na wyrywki znali każdy odcinek i pamiętali ich szczegóły! No i presja rosła.
CKM: Odczuwałeś stres, ponieważ majstrowaliście przy Klossie? To wielka odpowiedzialność, naród was rozliczy...
Tomasz Kot: Jak najbardziej.
CKM: Nieprzespane noce?
Tomasz Kot: Nie. Takie emocje zdarzają się chyba debiutantom. Bardziej chodziło o to, jak się odnieść do tego, co powstało czterdzieści lat temu i przypadkiem nie zrobić z tego parodii. Precyzyjna robota.
CKM: Trenowałeś chodzenie w niemieckim mundurze?
Tomasz Kot: W ograniczonym stopniu, bo w Polsce obnoszenie się z hitlerowskimi symbolami może zakończyć się sprawą w sądzie. Ale w Poznaniu, gdzie szyją te stroje, miałem małe przeszkolenie na temat specyfiki niemieckich mundurów.
CKM: I jakie wnioski?
Tomasz Kot: Nie chciałbym być źle zrozumiany, ale mundur oficera Wehrmachtu to jest coś wyjątkowego, choćby ze względu na niezwykłą konstrukcję. Nie da się go porównać z żadnym innym znanym mi strojem. Ma mnóstwo rozmaitych sprzączek, ciasny gorset, strasznie sztywny kołnierz...
CKM: Ten mundur zmienia człowieka?
Tomasz Kot: Każdy, kto założy mundur wiernie odtwarzający ten z czasów III Rzeszy, natychmiast wyprostuje swoją sylwetkę. Ten mundur każdego wypręży jak strunę!
CKM: Czy to jest tajemnica „zabójczego wyglądu” oficerów Wehrmachtu?
Tomasz Kot: Chyba tak. Weźmy choćby kołnierz. Zastanawiałem się, jak ci faceci jedli jakikolwiek posiłek, bo w tym kołnierzu nie da się zgiąć szyi! Wyjaśniono mi, że ciasno opinający szyję kołnierz był koniecznością, chodziło o to, by pod mundur nie wpadały gorące łuski, bo takie poparzenia były częste na polu walki.
CKM: Jesteś miłośnikiem kina o oficerach Wehrmachtu? Na przykład „Valkyrii” z Tomem Cruise’em...
Tomasz Kot: „Valkyrii” nie oglądałem, ale znam okoliczności zamachu w Wilczym Szańcu, bo kiedyś interesowałem się historią. Ale wiesz, mój mundur do „Stawki...” szyła ta sama firma, która ubrała Cruise’a do „Valkyrii”. I ta sama, która ubierała aktorów z „Bękartów wojny”. To polska firma z Poznania. Konkret.
CKM: Ale ja chcę wiedzieć, czy masz swoich ulubionych Niemców w kinie?
Tomasz Kot: Nie mam. Ale pracując z tymi ludźmi z Poznania, wielkimi pasjonatami tematyki II wojny światowej, dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy. Oni na wyrywki potrafią wytykać błędy w hollywoodzkich produkcjach.
CKM: Najczęstszy błąd?
Tomasz Kot: W czasie wojny nie do pomyślenia było, aby niemiecki oficer paradował w rozpiętym płaszczu! Rozpięty kołnierz również nie był dobrze widziany. Spędziłem trochę czasu na poligonie z grupami rekonstrukcyjnymi, więc mogę powiedzieć, że zgłębiłem temat.
CKM: Jako dzieciak lubiłeś „Stawkę”?
Tomasz Kot: Nikt z dzisiejszych trzydziestoparolatków nie przeszedł obojętnie obok Klossa. Mieliśmy tylko dwa takie seriale: „Stawkę...” i „Czterech pancernych i psa”. Ciekaw jestem, jak tego Klossa będą odbierali piętnastolatkowie, którzy serialu nie oglądali i nie mieli okazji przeżyć go tak jak my. Gdy w reklamie Netii udawałem hipnotyzera Kaszpirowskiego, to przeczytałem w internecie, że robię z siebie jakiegoś idiotę ze „Star Treka”. Z pewnością uwaga jakiegoś nastolatka.
CKM: I tak pewnie powiedzą, że Klossa zagrał Marcin Prokop. Czy ludzie ciągle was mylą?
Tomasz Kot: Nie, to już na szczęście mija. Ale był taki okres, że nas mylono. Mnie pytano, jak się pracuje z Dorotą Wellman, a jego o rolę Ryśka Riedla czy pana Skalskiego w serialu „Niania”. Ale to już przeszłość.
CKM: W młodości ganiałeś po podwórku jako agent J–23?
Tomasz Kot: Wtedy najbardziej fascynowałem się Sylvestrem Stallone. To był mój idol. Na podwórku trwały nieustanne spory o to, kto by komu dokopał – Stallone Schwarzeneggerowi czy odwrotnie. Ja zawsze byłem w grupie, która obstawała za Rambo.
CKM: I pod wpływem filmów o Rambo marzyłeś o karierze komandosa?
Tomasz Kot: Nie. Jako młody chłopak chciałem zostać malarzem. Wolne chwile poświęcałem na rysowanie. Chodziłem na lekcje rysunku i ostro trenowałem z myślą o nauce w liceum plastycznym.
CKM: Rysujesz do dziś? Można kupić prace Tomasza Kota?
Tomasz Kot: Nie. Uważam, że jeśli jesteś rozpoznawalny w jednej dziedzinie, a chcesz sprawdzić się w innej, to musisz najpierw osiągnąć w niej poziom mistrzowski. Dlatego ostrożnie podchodzę do celebryckich poradników – co robić, jak robić...
CKM: Czemu nie zostałeś malarzem?
Tomasz Kot: Wszystkie rysunki do „Skazanego na bluesa” wykonałem własnoręcznie. I wciąż dostaję sygnały od różnych osób, że to się podoba. A dlaczego nie zostałem malarzem? Może to dobrze, że nie zostałem. Gdybym poszedł do tego liceum plastycznego, nie zostałbym aktorem.
CKM: A wtedy Marcin Prokop uniknąłby pytań o rolę w serialu „Niania”...
Dossier
Tomasz Kot – rocznik 1977, legniczanin. Jeden z najpopularniejszych polskich aktorów. Nie boi się wyzwań: rozwija własny projekt filmowy Sonderkino, chętnie grywa w teatrze, a ostatnio objeżdża Polskę z interaktywną sztuką „Sex guru”, w czasie której rozmawia z widzami o... seksie. Jego najnowszy film, gwiazdorsko obsadzony thriller wojenny „Stawka większa niż śmierć”,.
Oglądaj filmy w dużym formacie!