Policjanci wysyłali strajkujących do sądu. Teraz sami odpowiedzą za swoje czyny

Niejednokrotnie zdarzyło się nam pisać o policjantach mających kłopot z agresją, którą rozładowywali podczas marszów organizowanych przez Strajk Kobiet i organizacje zajmujące się ochroną klimatu. Niektórzy funkcjonariusze bezpodstawnie atakowali bezbronnych uczestników protestów i wymyślali absurdalne powody do zatrzymania. Wiele wskazuje na to, że teraz dosięgnie ich karma.
iStock-1094543768.jpg

19–letni Piotr Ślęczek był uczestnikiem grudniowego Spaceru dla Przyszłości. Był to pokojowy protest w obronie klimatu. Mimo braku agresji ze strony uczestników, policjanci zachowywali się agresywnie i siłą próbowali go stłumić. "Nic nie robiłem, gdy nagle poczułem mocny chwyt za szyję i po chwili dwóch policjantów zaczęło mnie ciągnąć w stronę radiowozu. Nieśli mnie jak worek ziemniaków" – relacjonował na drugi dzień po demonstracji Piotr dziennikarzom Gazety Wyborczej.

"Prawdopodobnie zostałem wyłapany, bo trzymałem w ręce megafon, przez który mówiłem we wcześniejszej fazie demonstracji. Jeden z policjantów trzymał mnie za szyję, dusząc. Krzyczałem, że się duszę, na oczy spadła mi maska. Dopiero w połowie drogi przestał mnie podduszać" – dodał młody mężczyzna. Sprawa została skierowana do sądu ze względu na... łamanie ustawy o ochronie środowiska, według której Piotr wbrew prawu posługiwał się megafonem w publicznej przestrzeni miasta. 

Piotr został jednak uniewinniony, a sprawa obróciła się na niekorzyść policjantów. Funkcjonariusze zostali oskarżeni o przekroczenie swoich kompetencji, bezpodstawne zatrzymanie i sposób działania nieadekwatny do sytuacji. Zostało to zgłoszone do prokuratury oraz komendanta wojewódzkiego policji w Krakowie. Trwają ustalenia, czy funkcjonariusze zostaną rozliczenia za swoje działanie wyłącznie w wewnętrznym kręgu, czy odpowiedzą za to karnie.

Kilka spraw powiązanych z agresywnym zachowaniem ze strony funkcjonariuszy i bezpodstawnym zatrzymaniem po strajkach kobiet pozostaje w toku. Wtedy funkcjonariusze także wielokrotnie przekroczyli swoje kompetencje, atakując bezbronne uczestniczki i wspierających ich mężczyzn. Po takich sytuacjach aktywiści także starają się o to, by policjantów dosięgnęła sprawiedliwość. Wielu prawników stale ogłasza swoją gotowość do pomocy, by agresorzy w mundurach ponieśli odpowiedzialność za swoje czyny i wiedzieli, że nie są bezkarni.

W toku pozostaje sprawa policjantów z Katowic, którzy byli agresywni w stosunku do protestujących podczas demonstracji kobiet, która odbyła się 16 listopada ubiegłego roku. Funkcjonariusze dodatkowo karali mandatami osoby, które nie wykonywały ich poleceń. Problem w tym, że nie była to kwestia niechęci ze strony protestujących. Mundurowi otoczyli szczelnym kordonem grupę osób biorących udział w marszu i nawoływali do rozejścia. Gdy z oczywistych przyczyn protestujący zostali na swoim miejscu, policjanci rozpoczęli "festiwal wręczania mandatów". 

Takich sytuacji może być znacznie więcej. Wielu protestujących, którzy zostali skrzywdzeni przez policjantów, nadal musi się tłumaczyć w sądzie i udowadniać swoją niewinność. Po takiej tułaczce niewątpliwie będą oczekiwać sprawiedliwości ,a co za tym idzie – ukarania mundurowych.

Coraz więcej policjantów zaczyna uważać, że mundur upoważnia ich do bestialskiego traktowania obywateli. Brutalne ataki i pałowanie podczas protestów stało się normą nie do przyjęcia. Wiele wskazuje jednak na to, że lada moment dosięgnie ich sprawiedliwość, do czego wiele osób, także związanych na co dzień z kwestiami prawnymi, dąży z wyjątkową determinacją.  


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz Piątek 23.04.2021