Premier Morawiecki w sprawie Odry: 'Po stronie niemieckiej nie ma odpowiednich działań'

Od kilku dni nie ma w Polsce głośniejszego tematu, niż sprawa zatrutej Odry. Dotychczas staraliśmy się nie gonić nagłówków i zostawić temat redakcjom newsowym, ale po tym, jak na jaw wychodzi coraz więcej absurdów, wzięliśmy temat pod lupę.
Zrzut ekranu 2022-08-14 o 00.15.58.png

Niemiecka agencja ochrony środowiska Brandenburgii ostrzegła, że "przez Odrę przechodzi nieznana jeszcze, silnie toksyczna substancja". Początkowo mówiło się o tym, że w próbkach wody pojawił się wysoki poziom rtęci, ale nie przedstawiono jeszcze wyników końcowych badania. 

Mieszkańcy woj. dolnośląskiego dowiedzieli się o zagrożeniu związanym z katastrofą ekologiczną w Odrze dwa tygodnie po tym, jak rzeczywiście się pojawiło. 

Premier podjął już decyzję o odwołaniu ze stanowiska szefa Wód Polskich Przemysława Dacy oraz Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Michała Mistrzaka. Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapowiedziała z kolei złożenie wniosku o odwołanie wojewody dolnośląskiego Jarosława Obremskiego. 

Presja szukania winnego całej sytuacji doprowadziła do tego, że Komendant Główny Polskiej Policji Jarosław Szymczyk wyznaczył nagrodę w wysokości miliona złotych za wskazanie osoby, która jest odpowiedzialna za zanieczyszczenie rzeki. 

Oczywiście sami chętnie dorzucimy symboliczną "dyszkę" osobie, która znajdzie sprawcę. Główny winowajca to jedno, ale zamiatanie rzeczy pod dywan i żonglowanie odpowiedzialnością przez rządzących to druga bardzo istotna kwestia. 

Wymienianie nazwisk z naszego "podwórka" w każdym wypadku obciążałoby kogoś z obozu rządzących, więc premier zrzucił nieco odpowiedzialności na naszych zachodnich sąsiadów. Premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty w Widuchowej (woj. zachodniopomorskie) zapewnił, że "odpowiednie służby" robią wszystko, by usunąć zanieczyszczenie z rzeki. Te mityczne "odpowiednie służby" zajmują się tym już długo i intensywnie, a poprawy nie widać, za to wychodzi coraz więcej przykładów nieodpowiedzialności i bezradności. 

Mimo wszystko Morawiecki na spotkaniu powiedział, że będzie kontaktował się ze stroną niemiecką. Dlaczego? "(...) Dlatego że pan wojewoda pokazał mi, że w różnych miejscach polskie służby działają, starają się oczyścić rzekę, natomiast po stronie niemieckiej nie ma odpowiednich działań" - mówił. Całe szczęście, że po naszej stronie podjęto odpowiednie działania. 

Wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki stwierdził, że niemieckie służby się ociągają i nie wiadomo, czy nasi zachodni sąsiedzi w ogóle poinformowali mieszkańców o tym, by nie zbliżać się do Odry. "A my takie działania podjęliśmy kilka dni temu. (...) Prawie tydzień wcześniej przeprowadzaliśmy już badania chemiczne, a 10 sierpnia, czyli zanim pojawiła się pierwsza śnięta ryba, ja wydałem komunikat, że rekomenduję nie zbliżać się do wody, nie kąpać się, nie korzystać z wody. Wczoraj został wydany zakaz zbliżania się. Nie wiem, czy taki zakaz został wydany po stronie niemieckiej" - stwierdził wojewoda.

Gdybyśmy mieli bazować wyłącznie na wypowiedziach ważnych ludzi, moglibyśmy odnieść wrażenie, że problemu nigdy nie było, a nawet jeśli się pojawił, to był, to "symboliczny" i dzięki bezbłędnym działaniom, został on zażegnany w ekspresowym tempie. Umywanie rąk może się jednak lada moment skończyć, bo nie wiadomo, co później na nich wyskoczy.

Mówimy tu o katastrofie ekologicznej, z którą rządzący nie są w stanie sobie poradzić. Braki widać w każdej jednostce – od mundurowych, po panów chodzących na co dzień w garniturach. Nie oszukujmy się, na chwilę obecną pozostajemy bezradni. Łatwo wysnuć podejrzenia, że wszyscy odpowiedzialni za dotychczasowe decyzje w tej sprawie liczą, że sprawa za niedługo ucichnie i unikną konsekwencji. Tutaj kilka dymisji, gdzieś indziej kilka patetycznych przemów i to tyle. Najgorszy moment i tak za nami, teraz wystarczy przeczekać. 

Dwa tygodnie milczenia w sprawie tak poważnego problemu i próba wyciszenia katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę. Wielokrotnie internauci pisali o państwie mlekiem i miodem płynącym, które 6 lat potrafi ciągnąć po sądach chłopaka, który wszedł do kościoła w czapce (sprawa Bartosza Horbowskiego), a  skala tragedii, za którą latami będzie się ciągnąć odbudowa ekosystemu, przedstawiana jest jak najłagodniej i nie wiadomo, kto jest za nią odpowiedzialny. 

Kto wie, czy gdyby sprawą nie zajęli się Niemcy, wielu urzędników nie utraciłoby wcale statusu "nietykalnych", a nawet i "zagrożonych". Teraz przynajmniej, według premiera, mamy na kogo zwalić opóźnianie decyzji w sprawie podejmowania konkretnych działań. 

W parze z zatrutą wodą idzie także inny kłopot – większości przedstawicieli Dolnośląskiego Inspektoratu Sanitarnego i wojewódzkiego oddziału spółki Wody Polskie nagle wyłączyły się telefony. Krążą słuchy, że wraz z znalezieniem winowajcy i zażegnaniem problemu, znów zaczną normalnie działać.

Podpisujemy się pod tym, byście nie wchodzili do wody, nie łowili ryb, nie wpuszczali tam swoich czworonożnych pupili i najlepiej, gdybyście zachowali odpowiedni dystans. W końcu dalej nie wiemy, jaka dokładnie substancja zatruła ryby, które można liczyć w setkach ton. Pewnie jeszcze przez kilka dni się nie dowiemy, w końcu "Po stronie niemieckiej nie ma odpowiednich działań".


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz Niedziela 14.08.2022