Russell Hood

Słynny australijski gwiazdor jako angielski Janosik? Owszem, ale nie oczekuj kapelusika z piórkiem i rajtuzów

Russel Crowe

To musiało stać się prędzej czy później. Russell Crowe potrafi świetnie wcielić się w rolę genialnego, choć chorego psychicznie matematyka czy maklera, który rzuca Wall Street na rzecz winnicy w Prowansji. Ale urodził się, by grać postacie jak Maksimus w „Gladiatorze” czy kapitan Jack Aubrey w „Panu i władcy”. Jego przeznaczeniem jest pole bitwy i krew wrogów na twarzy. Gdy kilka lat temu scenariusz nowej wersji przygód Robin Hooda trafił w ręce Ridleya Scotta, było jasne, że tylko jeden człowiek mógłby w jego filmie zagrać główną rolę. Droga do tego nie była jednak prosta.

STARE DOBRE MAŁŻEŃSTWO

Pierwotna wersja scenariusza nie spodobała się australijskiemu aktorowi. Do tego stopnia, że groził porzuceniem projektu. „Nie chcę obrazić scenarzystów, ale wyszło im coś na kształt „CSI: Kryminalne zagadki lasu Sherwood”– ironizował Crowe w wywiadzie dla dziennika „Toronto Star”. W pierwotnej wersji film miał nosić tytuł „Nottingham”, a najważniejszy miał być dobry szeryf ścigający złego Robina. Na żądanie Crowe’a powstała nowa wersja, mroczny portret Robin Hooda, twardziela zostawiającego za sobą zgliszcza i trupy. Podobieństwa do „Gladiatora” są oczywiste. Wszak oba filmy wyszły spod ręki Ridleya Scotta. „Ridley i ja jesteśmy jak stare małżeństwo. On wie, że zasłoniłbym go własnym ciałem przed kulą. Tyle razy byliśmy razem w opałach, że inna opcja nie wchodzi w grę” – wyznał aktor w wywiadzie dla gazety „Sydney Morning Herald”.

FACECI BEZ RAJTUZÓW
Był też drugi warunek udziału Crowe’a– żadnych rajtuzów! Zażądał, by Robin wyglądał jak mężczyzna, bez obcisłych spodenek i kapelusika z piórkiem. „Rzecz dzieje się pod koniec XII wieku, a z moich obszernych badań wynika, że rajtuzy pojawiły się na Wyspach kilka wieków później – wyjaśniał Crowe. – Wszystkich, co chcieli mnie zobaczyć w legginsach, bardzo przepraszam” – dodał. Gwiazdor podszedł do pracy nad rolą nader profesjonalnie. „Spędziłem dziesięć miesięcy, czytając o Robin Hoodzie. W sumie około trzydziestu książek. Cel był jasny: zrobić film, który zmiażdży wszystkie poprzednie ekranizacje jego przygód”.

MISTRZ JOGI
Dla roli Robina Crowe wrócił do formy po wieloletniej przygodzie z nadwagą. Zrzucenie zbędnych kilogramów przyniosło mu wielką ulgę, bo żarty z jego otyłości były dyżurnym tematem prasy na całym świecie. W wyśmiewaniu grubego Crowe’a szczególnie zasłużyła się reporterka działu plotkarskiego australijskiego dziennika „Daily Telegraph”. Pewnego dnia zadzwonił do niej agent aktora. „Russell wyzywa cię na rowerowy pojedynek. Jesteś gotowa na śmierć?” – zapytał. Starcie na ulicach Sydney zakończyło się bezdyskusyjnym zwycięstwem aktora. Było jasne,  że wraca stary dobry Crowe. I dobrze! Robin Hood biegający po lesie Sherwood z piwnym brzuszkiem po prostu nie wchodził w grę. O to, by aktor szybko zrzucał zbędne kilogramy, zadbał trener gwiazd NBA. Oprócz wylewania potu na ciężkich treningach Crowe odkrył jogę. W programie telewizyjnym „Entertainment Tonight” wyznał,  że zwariował na jej punkcie. W przerwach zdjęć demonstrował kolegom ulubione asany. „Za parę lat podziękują mi, że zaraziłem ich modą na jogę. Sam żałuję, że nie zacząłem praktykować jej dziesięć lat wcześniej” – wyznał.

ŁUK RUSSELLA
Sceny bitewne wymagały od Crowe’a nie tylko żelaznej kondycji, ale i zaprawy rycerskiej. Miesięcznikowi „Empire” gwiazdor zdradził, jak wyglądała praca na planie. „Kompletna anarchia, agresja i adrenalina – ekscytował się. – Wyobraź sobie szarżę kawaleryjską, sto trzydzieści koni w pełnym galopie wpada w tłum piechurów. Wszystko musi się zgadzać co do sekundy. Jeśli nastąpi pomyłka, komuś może stać się krzywda”. I stała się. Jeden ze statystów został dźgnięty w oko piką, inny złamał nogę, spadając z konia. Łącznie rannych zostało piętnaście osób. Pracując nad rolą, Crowe zyskał kilka nowych umiejętności. Nauczył się np. strzelać z łuku. „Russell dostał fioła na punkcie łucznictwa. Przysyła mi filmiki, na których widać, jak trafia w cel z czterdziestu pięciu metrów” – wyjawił telewizji MTV Ridley Scott.

GRZECZNY CHŁOPIEC
By stać się dzielnym Robinem, 46–letni aktor zmienił dietę i styl życia. Ale pozostał wierny dwóm nałogom: papierosom i internetowi. „Mówiąc szczerze, nawet nie próbuję rzucać palenia. Na razie staram się tylko oswoić z myślą, że kiedyś mógłbym nie palić” – zwierzył się reporterowi Reutersa. A internet? „Spędzam za dużo czasu przed komputerem. Moje firmy są rozsiane po świecie. Znaczną część dnia poświęcam na takie bzdury, jak odpisywanie na mejle” – przyznał. Poza tym Crowe jest statecznym panem w średnim wieku. Kiedyś specjalizował się w prowokowaniu bójek, dzisiaj jest stateczną głową rodziny, ojcem dwóch zapatrzonych w niego chłopców, siedmioletniego Charlesa i czteroletniego Tennysona.

PIĘĆ MINUT PRZYJEMNOŚCI

Synów pasjonuje praca ojca. Na planie „Robin Hooda” uzbrojeni w plastikowe miecze i tarcze czynili spustoszenia niczym huragan Katrina w Luizjanie. Po zakończeniu zdjęć specjalnie dla nich wytwórnia Universal Pictures urządziła pokaz zamknięty. Russell przeżył wtedy trudne chwile. „Byli bardzo przejęci, że tata jeździ konno, strzela z łuku i nie mogli doczekać się filmu. Nie minęło pięć minut od początku projekcji, a starszy pyta: tato, możemy już iść?” – skarżył się aktor w programie Jaya Leno „The Tonight Show”. „A młodszy szarpie mnie za rękaw i pyta: kiedy będziesz jeździł konno? Jeszcze moment, skarbie – odpowiadam. Gdy wreszcie dochodzimy do sceny, w której jadę konno, młodszy wypala: tato, możemy już iść?”. Ale Russell wierzy, że widzowie, którzy za moment ruszą do kin, by zobaczyć nową wersję przygód Robin Hooda, nie zareagują w ten sam sposób.


Dodał(a): Andrzej Chojnowski Piątek 23.09.2011