Rzeczy, które światu dał hip hop

Yo! Kochasz rap? A więc cofnijmy się w przeszłość i nostalgicznie powspominajmy elementy współczesnego świata, których nie byłoby, gdyby nie hip hop

iStock_78816535_SMALL.jpg

Wczesne lata 70. Nowojorski „czarny" Bronx. Dzielnica świrów, gangsterów, dziwek, dilerów i narkomanów. Niejaki DJ Kool Herc, emigrant z Jamajki, zaczyna tworzyć dziwną muzykę, która z rockiem i disco ma tyle wspólnego, co Michael Jackson z rodziną Windsorów. 

Melorecytacja, miksery i rytm ważniejszy niż melodia. Gniewne, gwałtowne, brudne testy. Amerykańskie getta uznają tę muzykę za swoją. Wkrótce rap wykracza poza czarne dzielnice. Staje się potężnym czynnikiem kształtowania mody, trendów i stylów. Reszta jest już historią...

POCHWAŁA O. G.
Pierwszymi raperami były skurczybyki z czarnych gangów. To oni profesję artysty łączyli z fachem przestępcy. I to z klasą. Dzięki hip hopowi bycie O. G. (prawdziwym gangsterem) przestało być czymś wstydliwym. Ba, często zaczęło się stawać przepustką na salony. Znani z MTV gwiazdorzy „z ulicznymi koneksjami" obnoszą się w kamizelkach kuloodpornych, a niektórzy, jak 2Pac czy Notorious B. l, G.) zostali załatwieni na amen przez konkurencję.

FUCK THE POLICE
Nienawiść do policji łączy hiphopowców jak świat długi i szeroki. Prawdziwa erupcja wrogości nastąpiła w roku 1987 wraz z albumem „Criminal Minded” zespołu Boogie Down Productions – wówczas narodził się gangsta rap. Niedługo potem grupy takie jak Public Enemy czy NWA coraz bardzie otwarcie nawołują do mordowania policjantów. Sprawa stała się na tyle poważna, że artystami zainteresowało się FBI! Apogeum nastapiio w roku 1992, kiedy Ice-T nagrał utwór „Cop Kiler”. Podczas koncertu w Hollywood artystę przed samosądem ze strony setki glin uchroniła tylko interwencja... dwóch kumpli-gangsterów z karabinami maszynowymi.

CZAS MARY JANE 
Ganja, grass, Mary Jane... W środowisku istnieje wiele pieszczotliwych określeń trawki. Tak, zalety „zioła" docenia wiele subkultur, jednak nikt nie zrobił dla niego tyle co hip hop. No, może poza kilkoma łebskimi facetami, którzy owo zioło zalegalizowali w kilku częściach świata.

ASS SHAKING

Nie ma hiphopowego klipu bez Afroamerykanek potrząsających tyłkami. W jednym teledysku zobaczyć nawet kilkadziesiąt roztrzęsionych zadków, klepanych przez artystów. A kursy ass shakingu stają się prawdziwym hitem nawet wśród amerykańskich gospodyń domowych.

iStock_13750803_SMALL.jpg

CHWAŁA ALFONSOWI

Ciężki i odpowiedzialny zawód stręczyciela od tysięcy lat uznawany jest za zajęcie mało chwalebne. Jego przedstawiciele pociechę znaleźli dopiero w hip hopie, a zwłaszcza w rapowym nurcie pimp. Dzięki takim megagwiazdom, jak Ice-T, Snoop Dogg czy 50 Cent, którzy napisali niejeden rymowany pean na cześć stręczycieli, ci zyskali na społecznym uznaniu, a nazwanie kogoś pimpem stało się komplementem porównywalnym z naszym „jebaką”, lub „ogierem”.

SZACUNEK DLA DILERA
Kolejny zawód, który hip hop wyciągnął z dotka. Dilerzy, w slangu nazywani ma dhatterami, są w środowisku uznawani za szanowanych przedsiebiorców, handlujących towarem pierwszej potrzeby. Na naszym rodzimym podwórku najlepiej wyraził to w roku 1998 zespól Molesta. Na swym debiutanckim krążku „Skandal” zarapował: (…) dilowanie rąk nie brudzi/ Dzięki wszystkim za towar, który nigdy się nie nudzi” a spora część Polski w to uwierzyła.

HOMOFIBIA
Co łączy zachodni hip hop i np. prawicowców z ONR-u? Krucjata przeciw gejom. Szanujący się raper gardzi bowiem homoseksualistami i otwarcie nawołuje do ich prześladowania. Nie ma co się dziwić, że wielkim ciosem dla środowiska stało się pojawienie rosnącego w siłę amerykańskiego homo rapu (lub też gay rapu). No albo fakt, iż Eminem – którego teksty swego czasu były powodem wielu manifestacji kochających inaczej – publicznie pogodził się z sir Eltonem Johnem.

MĘSKI SZOWINIZM
Nie ma środowiska muzycznego tak znienawidzonego przez feministki, jak hip hop, w którym od zawsze panował fallocentryzm. Tutaj wszystko kręci się wokół penisa (koniecznie wielkiego i twardego!), a najgrzeczniejszym określeniem kobiety jest „suczka". I nie zmienią tego nawet ewenamenty takie, jak raperzy-dżentelmeni lub utalentowane damskie gwiazdy rapu.

DROGIE FURY
Maybachy, Bentleye. Lamborghini... Rapowi gwiazcorzy to dla salonów samochodowych klienci najlepsi z możliwych. Jeśli bryka, to tylko najdroższa i z najwyższym wyposażeniem. I na żaden tam kredyt! Za szeleszczącą gotówkę.

TUNING
Przynaimniej 90 procent rapowych teledysków to przegląd możliwości wypasienia fur w ekstremalnym stylu. Od skomplikowanycn układów hydraulicznvch do bujania samochodem (lowridery), trzydziestocalowe felgi (najlepiej z wirującym talerzem), aż po pancerną karoserią.

DRESIK RULEZ
To za sprawą praszczurów hip hopu dres dumnie wyszedł na ulice, aby z czasem pojawić się nawet na pokazach mody. Na początku były ukochane przez oldskulowców trzy paski Adidasa, później na rynku pojawiły się setki firm specjalizujących się w produkcji wyluzowanej odzieży dla wyluzowanych miłośników hip hopu. 

KROK W KOLANACH
Większość hipnopowców musi mieć krok w kolanach, ale dziś nie każdy, kto ma krok w kolanach, jest hiphopowcem. Wygodę i zdrowotne zalety workowatych spodni (znakomite chłodzenie męskich klejnotów) z czasem docenili, a nawet przecenii, nawet modni intelektualiści, słuchający muzyki poważnej.

SKATEBOARDING
Gdy ów sport, wymyślony przez kalifornijskich surferów pod koniec lat 40. ub. wieku, dotarł do środowiska pierwszych hiphopowców, nie zyskał wśród nich — delikatnie mówiąc — zbyt wielkiej sympatii. Te dwa wynalazki ulicy związały się ze sobą dopiero w latach 80. I to tak mocno, że hiphopowców zaczęło się popularnie nazywać skejtami a rap zepchął na boczny tor muzykę hardcore i skate rocka. 

STREETBALL
Uliczna odmiana koszykówki to od dawien dawna najpopularnieiszy sport w czarnych amerykańskich gettach, nie powinno więc dziwić, że dla świata hip hopu nie ma bardziej kultowego sportu drużynowego. Owa miłość okazała się odwzajemniona i szczęśliwa: zawodnicy podczas gry nakrecają się rapem, a raperzy tworzą całe płyty poświęcone basketowi.

PRZEMYSŁ
Rap to nie tylko potężny biznes muzyczny. Najwieksze gwiazdy już dawno temu wyczuły koniunkturę także w innych branżach, zwłaszcza tekstylnej. Pionierem był P. Diddy, który już w roku 2000 stworzył kolekcję Sean John. Po nim na rynku zaczęli rządzić m. in. Jay-Z i Damon Dash (Rocawear), Eminem (Shady Ltd.), Nelly (Vokal), G-Unit (The G-Unit Clothing Company), Outkast (Outkast Clo Co.), Snoop Dogg (Snoop Dogg Clothing). O tym, że hip hop zaczął wnosić wiele wartości do świata mainstreamowej mody może świadczyć chociażby to ubrania Snoopa zdobyły prestiżową nagrodę Urban Fashion Award, a P. Diddy byl trzykrotnie nominowany do nagrody Council of Fashion Designers of America's.

BIŻUTERIA
Zasady są proste: im więcej i bardziej błyszcząco, tym lepiej. Jeden z mistrzów tego stylu, Brian „Baby” Williams, na jeden naszyjnik potrafi wydać nawet 8,5 miliona złotych. W gotówce, of course. Oczywiście nie można tutaj nie skupić się na biżuterii nazębnej, w końcu to dzięki raperom moda na blyszczące uśmiechy ogarnęła nawet klasę średnią. Przy wysadzanych brylantami koronkach (koszt: nawet 60 tys. zł za jeden ząb) bledną nawet tambakowe uśmiechy komunistycznych dygnitarzy.

KLEJNOTY W GARŚCI
Już pierwsi MC's podczas wstepów łapali się za krocza i wkładali dłonie w spodnie, by „bawić się tam". Kiedy zwyczaj ten przejął od nich Michael Jackson, intymne dotykanie się zyskało na prestiżu, a specjaliści tacy, jak słynny niegdyś Vanilla Ice potrafili przez większą część koncertu nie zdejmować rąk ze swych klejnotów.

ROWERY
Chodzi zwłaszcza o BMX-y oraz „low rowerył. Te drugie to najbardziej fantazyjne z napędzanych siłą mięśni jednośladów od czasów Leonarda da Vinci. Kilka kilogramów chromu, potężna kierownica i kształ ramy umożliwiający przyjęcie pozycji takiej, w jakiej jeżdżą motocykliści na chopperach.

GRAFFITI 

Już na poczatku lat 70. ub. w. na nowojorskim Bronksie zaczeły się pojawiać malunki autorstwa pierwszego hiphopowego graficiarza w historii, niejakiego Phaze’a ll. Od tego czasu robienie murali osiągnęło rangę prawdziwej sztuki, jednocześnie stając się zmorą służb porządkowych na całej kuli ziemskiej.

iStock_69101943_SMALL.jpg

TANIEC
Brakdance, czyli siłowo-sprawnościowa odmiana tańca, to obok rapu, graffiti i didżejowanie jeden z czterech filarów kultury hip hopowej. Narodziła się w latach 70. na nowojorskim Bronksie a od dnia, gdy DJ Kool Herc użył zwrotu „B-boy”, wiadomo już było, jak nazywa się tancerz specjalizujący się w takich wygibasach. Dziś breakowe popisy możesz obejrzeć nawet w telewizjach śniadaniowych oraz mainstreamowych konkursach tanecznych.

JĘZYK MIGOWY

Pod względem bogactwa gestykulacji z hiphopawcami konkurować może tylko głuchoniemy, lub nieznający językow obcych Polak, który stara się dogadać za granicą. Szanujący się raper ma w swoim słowniku bardzo bogaty zasób komunikatów niewerbalnych – od pokazania przy pomocy dłoni gestu „cipka”, aż po nazwę swego składu.

Chcesz zobaczyć piękniejszą stronę hip hopu? Zapraszamy do naszej galerii: 



Dodał(a): Czwartek 13.10.2016