Mechaniczny megaorgazm

Czy zastanawiałeś się kiedyś, co majstruje w garażu twój sąsiad? I dlaczego robi to z takim zapałem?

seks

Spójrz na „Orgasmo”, czyż nie piękny? – pyta mnie Kristy Van Thiel, drobna 23–latka, pokazując dzieło swego męża Ricka. To prostokątne metalowe pudło na stojaku, z którego wystaje metrowa prowadnica. Na jej końcu pyszni się wielkie dildo. Rick projektuje i buduje maszyny służące rozkoszy płci obojga. Poskręcane z  żelazka, roweru i tostera wyglądają raczej jak narzędzia tortur, a nie pieszczot. Takich zapaleńców jak Rick jest przynajmniej dziesięcioro w  USA, trzech w Japonii oraz podobno jeden w Czechach. W Polsce na razie żaden wynalazca jeszcze się nie ujawnił.


PLAN FILMOWY

– Jesteśmy zwykłą parą – dobiegający pięćdziesiątki Rick popija piwo i pisze SMS–a. – A mój biznes to zwykły biznes. Jego żona odpowiedziała na moje internetowe ogłoszenie o poszukiwaniu konstruktorów seksmaszyn. Zadzwoniła i powiedziała mi, jak dojechać do ich domu w miasteczku Henderson na granicy Nevady i Kalifornii (USA). Dzięki niej szybko dowiaduję się,  że zanim Rick zajął się obecną robotą, był bokserem, masażystą i... aktorem porno. – Spałem tylko z 30 babami, co to, kurwa, za wynik? – wtrąca pan domu. – Kumple w branży mają tyle tygodniowo. Więc wymyśliłem maszynę do jebania i skręciłem w garażu. Gdy znajomy producent porno kupił ją do filmu, zrobiłem inną! I kolejną! Rusz dupę, Kristy, klient jest w sklepie!


SESJA DEMO

Sklep to przestronny garaż. Na środku pomieszczenia stoi zniszczona czerwona kanapa, resztę przestrzeni zajmują seksmaszyny. Jedna z nich wygląda jak koszmarna przeróbka dziecięcego rowerka, ale to wrażenie zatrzymuję dla siebie. Bóg jeden wie, jak były bokser zareaguje na krytykę. Klient, dwudziestokilkuletni facet w wojskowej kurtce, ogląda właśnie bzykarkę, maszynę podobną do wiertarki z penisem. Kristy (jej ojciec był kaznodzieją!) ze smutną rezygnacją ciągnie za sobą straszliwego „Orgasmo”. Klientowi rzuca firmową formułkę „Cześć, rozumiem, że przyszedłeś na bezpłatne demo” i kładzie się na kanapie, rozkładając uda i celując sobie między nogi końcówką „Orgasmo”. – Czy moglibyśmy się zamienić miejscami? – pyta nieśmiało facet. Kristy niechętnie wskazuje mu kanapę. Gość ściąga spodnie i wypina chudy tyłek. Szczęka mi opada, wracam do Ricka.


AMERYKAŃSKI SEN

Siadam na kanapie obok gospodarza, otwieram piwo i łykam je duszkiem. – Jeszcze jeden wrażliwiec – mruczy Van Thiel i spogląda na mnie pogardliwe. – Luz, amigo! Dystans! Tu się przychodzi jak do dentysty. Nagle wpada wściekła Kristy: – Ja pierdolę, nie dość, że borowałam mu tyłek, to jeszcze chciał, żebym go dotykała! Nie wrócę tam! Niech ten  świr sam sobie wyjmie „Orgasmo” z dupy! – Zajęty jestem, idź z panem reporterem. Niech zobaczy, jak ciężko pracujemy, by spełnić swój amerykański sen! – rozkazuje Ricky. Idziemy. Jednak zamiast obrzydliwej sceny analnej penetracji widzę, że kompletnie ubrany już facet siedzi zadowolony na kanapie i wcina solone orzeszki. – To moje orzeszki! – warczy Kristy, zabierając klientowi puszkę. – Ale ja chcę jeszcze raz demo – przymila się koleś. – Przykro mi – szczerzy zęby dziewczyna. – Polityka firmy przewiduje tylko jedno demo dziennie.


KOSMICZNE DILDO

Kristy dała mi jeszcze kilka adresów ludzi, którzy w pocie czoła konstruują mechadildosy. Pierwszy z nich to Frank Reimer, inżynier z Dixon w Kalifornii (USA). Pracuje dla NASA oraz winiarni w Napa Valley. W przerwach między tworzeniem różnych elementów usterzenia do rakiet robi mechafiutki. – Żona na mnie krzyczy – malutki grubiutki okularnik od razu przypada mi do gustu. – Mówi, że moje maszyny wyglądają zimno i zbyt inżyniersko. Za wiele w nich techniki, a za mało miłości i ciepła. Wiesz, lubię swoje maszyny takie, jakie są, jednak muszę być też wrażliwy na potrzeby klientów. Dlatego skonstruowałem to – zza biurka wyciąga pudełko z kołem zamachowym.


BANAN I LESBIJKA

– Zobacz! – podekscytowany odpala urządzenie. Koło zamachowe rusza z głośnym zgrzytem, tłok przesuwa prowadnicę do wnętrza pudełka. Ze środka metalowego pudełka unosi się biały dym. To jednak nie robi na mnie wrażenia. Gdy z tych oparów wynurza się monstrualne fioletowe dildo, nadal zachowuję zimną krew. Krzyk zgrozy wydaję dopiero wtedy, gdy fallus zaczyna świecić i wygrywać „Cichą noc”. – Rodzinne ciepło – mruga do mnie Frank. – Nie chciałbyś przez chwilę potestować kilku moich wynalazków? Byłoby mi naprawdę miło. – A twoja żona? – pytam, idąc do drzwi i kopiąc leżące sztuczne wacki. – Za bardzo lubi seks – wkurza się mały inżynier. – Dałaby się zerżnąć bananem. Próbowałem też z ciotką, ale jest lesbą. Dałem więc maszynę mamusi. Lecz ona chwali wszystko, co zrobię, więc nie jest obiektywna jako klient. Dlatego ty musisz spróbować. Zobaczysz, że... Uciekam bez słowa pożegnania.


JEZUS, MASZYNA I SKARBÓWKA

Trzeci na liście jest Scott Ehalt z Champlin w stanie Minnesota (USA). – Nie mamy zbyt wiele czasu – mruczy Scott, którego spotykam na ulicy. Ubrany w niemodną od 20 lat skórzaną ramoneskę niesie pod pachą wielkie pudło. – Idę do urzędu skarbowego w sprawie niedopłaty podatku czy czegoś tam. Scott zaczął budować seksmaszyny pięć lat temu, tuż po tym, jak upadła jego firma mailingowa. Razem ze wspólnikiem planowali wysyłać spam reklamowy do 20 milionów osób. Niestety, wspólnik został aresztowany. – Podobno nie do końca legalnie zdobył te 20 milionów adresów – denerwuje się Scott. – Ale to palec boży,  że wtedy się nie udało. Teraz mogę budować maszyny, które służą Jezusowi. – Co?! – nie wytrzymuję. – Moje wynalazki ratują małżeństwa, które są emanacją boskości. Wyobraź sobie związek, w którym nie ma już seksu. Rozpadnie się. Dzięki moim drobiazgom może trwać i trwać! Wchodzimy do urzędu. W hallu głównym Scott stawia na podłodze wielkie dildo w drewnianej obudowie. Całość przypomina seksualną wersję gilotyny. – Co właściwie chcesz zrobić? – pytam. – Gdy Bank Of America nie chciał mi udzielić kredytu na działalność gospodarczą, poszedłem tam ze swoją „Jazdą ostateczną”, bo tak nazywa się ta zabawka. Od razu przyznali mi kredyt. Skoro zadziałało w banku, zadziała i tu. Odczepią się ode mnie. Tylko musimy się teraz przy tym dildo pomodlić. Pomożesz mi?


TEST OSTATECZNY

Po Scotcie byli jeszcze Steve, Jessy i Adrienne z Kansas (on konstruuje maszyny, one prezentują ich działanie na płatnej stronie internetowej); Dan i Jan Siechert z Kalifornii (on: „chciałem stworzyć maszynę, jakiej sam bym używał”); Eric Wilson z Ohio (producent „Skrzynki miłości”, „Gotyckiego siedziska rozkoszy” oraz słynnego w sieci „Wszechmogącego malca”) i koleś o pseudonimie Sartan (zaprojektował czteroosobową maszynę i nazwał ją „Gang bang”). Na koniec odwiedzam Deb i Billa Howardów w ich niewielkim domku w Woodbridge w stanie Virginia (USA). Drzwi otwiera mi stateczna siwa blisko dwustukilogramowa dama ubrana jedynie w ogromną białą koszulę. Rozumiecie? Jedynie w koszulę. – Witamy gościa z prasy – natychmiast pojawia się jej mąż na wózku elektrycznym. – Pan spocznie, proszę. Okazuje się, że z powodu swej choroby Bill nie może już zaspokajać Deb, której potrzeby seksualne są ogromne. Właśnie dlatego stworzył maszynę wyglądającą jak wielki penis przyspawany do rury kanalizacyjnej. – Wpadliśmy na pomysł, bym uprawiała seks z maszyną i transmitowała to do sieci – szczebioce Deb. – Założyliśmy więc płatną stronę i teraz inni panowie na mnie patrzą. Dzięki temu czuję się bardziej kobieca.– Mamy już 35 abonentów! – chwali się Bill. – Czy pan... redaktorze, miałby ochotę... redaktorze?! Hej! Pan poczeka!


Na podst. książki Timothy’ego Archibalda „Sex machines”.

 


Dodał(a): ckm Czwartek 22.09.2011