Urzędnik wynajął owce jako 'żywe kosiarki' z pieniędzy miasta. Był wspólnikiem ich właściciela
Gdański Zarząd Dróg i Zieleni chciał przeprowadzić eksperyment na łące nad Opływem Motławy (Olszynka). Nie chciano, by pracownicy weszli tam z kosami spalinowymi, więc zamiast ich 'zatrudniono' 15 owiec jako 'żywe kosiarki'. Całość kosztowała 150 tys. złotych.
Owce pojawiły się na łące w ekspresowym tempie. Przetarg trwał trzy dni (przygotowanie i złożenie oferty), po czym zakończono go i wybrano jedynego wykonawcę zlecenia, który spełnił wymagania. Dwa dni później owce rozpoczęły pracę. To zaczęło niepokoić polityków zarządzających miastem:
- Jest dla mnie rzeczą ciekawą, że ktoś, kto nie wiedział, czy wygra przetarg, 4 sierpnia otrzymuje informację o wygranej i w ciągu dwóch dni zdążył zakupić kamery, ogrodzenia i zaangażował 15 zwierząt do pracy - mówił radny PiS Andrzej Skiba.
Fakt faktem, przetarg odbył się zgodnie z prawem, jednak później robi się gorzej. Dzienniarz Radio Zet Maciej Bąk poinformował, że gdański urzędnik odpowiedzialny za postępowanie jest wspólnikiem właściciela owiec. Przetarg wygrała firma Kamiś, która na co dzień zajmuje się przygotowywaniem placów budowy. Skąd więc mieli owce? Pożyczyli...
Pamiętacie sprawę owiec przy Opływie Motławy w Gdańsku? No to patrzcie. Na zdjęciu owce wrzosówki które dziś odnalazłem na Kaszubach, na działce, pod adresem której zarejestrowana jest firma urzędnika GZDiZ... odpowiedzialnego za zapytanie ofertowe. Czas zatem na 🧵@RadioZET_NEWS pic.twitter.com/AbteJCkp2u
— Maciej Bąk (@MaciejBk1) August 16, 2022