Whisky – złota inwestycja

Możesz liczyć nie tylko procenty w whisky. Możesz też liczyć procenty od zysków z whisky. Jak zarabiać na tym trunku uczy nas Artur Brzychcy, kolekcjoner oraz selekcjoner najlepszych łyskaczy w Polsce.
CKM_Whisky1.jpg

Dlaczego powinienem inwestować w złoty trunek?
Artur Brzychcy: Inwestycje alternatywne są coraz bardziej popularne z bardzo prostych powodów. Tak zwane inwestycje klasyczne dają 
za małe zyski. Jeśli weźmiesz na tapetę to, 
co oferują w regularnej ofercie banki, to biorąc pod uwagę inflację, możesz nawet stracić. Jeśli są to nieruchomości, sztuka, wino czy właśnie whisky, zarabiasz po prosu więcej.

Czemu dopiero teraz o tym rozmawiamy?
A.B.: Teraz zrobiło się to modne, bardziej dostępne i więcej osób decyduje się na tę  ścieżkę, w związku z tym rynek rośnie i mnożą się możliwości. Dzięki temu więcej osób o tym mówi – nawet CKM, któremu, wydawałoby się, daleko do inwestycji.

W CKM lubimy pieniądze i wysokie stopy zwrotów! No i whisky...
A.B.: Właśnie, a to już bardziej dostępne i prostsze narzędzie, niż np. nieruchomości. Butelki whisky traktuje się jak kolekcję, trochę  jak znaczki pocztowe. Różnica jest taka, że z jednej strony masz kawałek papieru z klejem, z drugiej – szkło z cieczą.

Lizanie znaczka nie kusi mnie tak, jak otwarcie butelki z trunkiem, a wtedy moja inwestycja będzie krótkoterminowa…
A.B.: Dokładnie. Ale inwestorzy mają na to sposób – i wypiją, i mają inwestycję. 

Nadpijają, a później dolewają herbaty?
A.B.: To nie przejdzie. Da się rozpoznać, czy butelka była otwierana, więc robią to trochę inaczej. Kiedy whisky jest jeszcze w – nazwijmy to umownie – cenie „otwieralnej”, kupują zazwyczaj trzy flaszki. Jedną wypijają od razu, bez skrupułów, drugą sprzedają po 12–18 miesiącach, kiedy osiąga wartość 150–200 procent ceny wyjściowej i to finansuje im zakup całego pakietu, a trzecią trzymają w kolekcji. Ta ostat-nia zostaje na lata i po czasie wypływają na rynek takie perełki, których przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat nikt nie widział.

W jaką whisky inwestować? Na szkockiej zarobię więcej niż na irlandzkiej?
A.B.: Najczęściej kolekcjonuje się whisky z dwóch krajów: ze Szkocji i Japonii. W tym drugim kraju najważniejsza na rynku jest Karuizawa, czyli zamknięta już destylarnia, z której co jakiś czas wychodzą single caski, bo whisky w magazynie im została. W cenie są też single malty Yamazaki. Ale generalnie rządzą single caski, czyli whisky z jednej destylarni, w stu procentach słodowe, zabutelkowane wyłącznie z jednej beczki.

Czyli nie wszystkie whisky z danej produkcji będą smakowały tak samo, bo ich smak „nie równoważy się” w wielu beczkach?
A.B.: Zgadza się. Smaku jednej beczki nie da się powtórzyć, w związku z tym zyskuje ona na oryginalności i cenie.

Czy na każdej whisky, którą mi polecisz, zarobię?
A.B.: Nie spotkałem się jeszcze z przypadkiem, żeby whisky z pojedynczej beczki przyniosła właścicielowi straty. Oczywiście jeśli założymy, że kupiliśmy ją na starcie, a nie z obiegu wtórnego. Natomiast zyski są bardzo różne.

Gdybym jednak upierał się o konkrety…
A.B.: Przy rocznej inwestycji najmniejszy zysk, jaki pamiętam, wynosił 25 proc. na kwocie 600 zł. Natomiast procentowo największy przy-niosła flaszka sprzed czterech lat. Wtedy kosztowała 250 zł, dziś jest warta 1500 zł, czyli 600 proc. wyjściowej wartości. Ale im większą gotówką dysponujesz, tym większą zastosujesz dźwignię i te kwoty będą miały więcej zer z tyłu.

W funduszach budujemy swój portfel inwestycyjny z różnych instrumentów finansowych – czy przy whisky też trzeba mieć strategię?
A.B.: Tak, najlepiej różnicować portfolio.  Najważniejsza jest unikalność, czyli najlepiej inwestować w single caski. A jeszcze lepiej w portfelu wyglądać będą whisky z miejsc, które butelkują rzadko. Innym kluczem jest dobór kolekcji z destylarni, które już są zamknięte, czyli właśnie Karuizawa, Port Ellen i inne. Wiadomo, że nie wyprodukują już nic więcej, więc wartość ich produktów osiąga astronomiczne ceny. Gdybym teraz zaczynał inwestowanie, w portfelu miałbym 3–4 leciwe asy, które zyskiwałyby na wartości w dłuższym terminie, ale większość trunków byłaby młodsza. Bo te, mimo mniejszych kwot, procentowo zyskują więcej w krótszym czasie. Tylko trzeba nimi na bieżąco obracać. Jest na polskim rynku duży gracz, który skupuje spore ilości single casków z jednej destylarni i gdy inni kupujący swoje otworzą, on wystawia je na aukcjach i właściwie po kilku tygodniach liczy już zyski, bo jako jedyny oferuje to wydanie.

Każda stara whisky jest dużo warta?
A.B.: Ta zależność ma sens, bo im trunek starszy, tym rzadziej jest spotykany. Ale to jedna strona medalu. Druga jest taka, że otwierając leciwą butelkę, możemy rozczarować się smakiem i dostanie słabe noty. Na palcach jednej ręki można policzyć destylarnie, których styl spirytusu jest na wysokim poziomie i który nie daje się po wielu latach zdominować aromatom beczki, w której jest przechowywany.

Czy jest jakaś platforma, na której dokonuje się transakcji na whisky?
A.B.: Są licytacje whisky. Wysyłamy butelkę do domu aukcyjnego, gdzie weryfikują ją specjaliści. Sprawdzają, czy jest banderola, akcyza, czy etykieta jest autentyczna. W droższych egzemplarzach sprawdza się serię butelki i porównuje z danymi z destylarni.

Może nie świadczy to o mnie dobrze, ale od razu nasuwa mi się myśl o podrabianiu whisky.
A.B.: Jest jedna marka whisky, która od lat bije absolutne rekordy osiąganych na aukcjach kwot. Ostatnio butelkę sprzedano za 1,1 mln 
dolarów, więc jest to pokusa do działania dla oszustów. I właśnie ta marka jest najczęściej podrabianym trunkiem, dokładnie jak robi 
się to z dziełami sztuki.

Swego czasu najlepiej na świecie podrabialiśmy dolary, później euro.  Czy z whisky idzie Polakom równie sprawnie?
A.B.: W tej dziedzinie ustępujemy Rosji i Wielkiej Brytanii.

A skąd w ogóle wiadomo, że w środku drogiej butelki jest whisky? Otwiera się dla degustacji?
A.B.: Otwarta butelka to już nie jest whisky inwestycyjna. Wtedy to już jest whisky do wypicia. Dokładnie sprawdza się korek. I ewentualne zabezpieczenia. Jest też inna możliwość. Jeśli obie strony transakcji się zgadzają, można wpuścić do butelki przez korek obojętny gaz, który wypchnie trochę cieczy do spróbowania. Natomiast ta metoda zostawia ślad – nakłucie igły, więc może być problematyczna, gdy 
nie dojdzie do sprzedaży.

To przeróbmy cały proces inwestycyjny od początku. Mam wolne 10–20 tysięcy złotych – gdzie skierować kroki?
A.B.: Możesz zgłosić się do mnie, ale też do innego brokera polskiego czy zagranicznego, żeby np. porównać oferty. Warto samemu też zapoznać się z tym rynkiem – prześledzić aukcje  i zobaczyć, co się najlepiej sprzedaje. Dobrze też rozeznać się na stronach agregujących oceny koneserów whisky. Jeśli nie znasz konkretnego trunku, możemy sprawdzić, jakie noty otrzymał od tych, którzy go próbowali – to dobry wyznacznik płynności inwestycji. Bez względu na to, czy posiadasz wiedzę o tym rynku, czy nie, broker podpowie, jak historycznie zachowywały się ceny tej konkretnej whisky lub innej z portfolio danej destylarni. Mamy też wiedzę o charakterze produkcji. No bo np. niektóre firmy wypuszczają single caski wręcz hurtowo i wtedy takie flaszki mają niską wartość.

Wiem już co, wiem, za ile. Gdzie to kupić?
A.B.: Możesz przez brokera, ale możesz też sam, bezpośrednio od producenta czy destylarni. To jest w tym wszystkim dobre, że nie jesteś skazany na jeden kanał, co skazywałoby twój zysk na pożarcie, zanim jeszcze zacząłbyś zarabiać.

No dobra, przyleciała do mnie upragniona whisky ze Szkocji, powstrzymałem się przed jej otwarciem – co dalej? Przechowywać ją w piwnicy, a może w sejfie? W jakich warunkach ją trzymać?
A.B.: Whisky to nie wino, więc nie musi być odpowiedniej temperatury czy wilgotności – oczywiście unikamy ekstremów. Zawsze z podziwem patrzę na kolekcjonerów win, którzy muszą się zabezpieczyć przed awarią prądu, żeby utrzymać właściwe warunki 
dla swoich trunków. Jedyny warunek przy whisky jest taki, że nie może dostawać bezpośrednio promieni słonecznych. A czy będziesz trzymał ją w skarbcu, zależy od tego, jaką ma dla ciebie wartość.

A czy mogę ubezpieczyć moje trunki?
A.B.: Jest z tym problem. W Polsce nie ma ubezpieczycieli, którzy by się tego podjęli.  Ale jest na to sposób. Wynajmujesz miejsce w magazynie i ubezpieczasz zawartość swojego schowka.

OK, odstała rok, zyskała sto procent, chcę sprzedać flaszkę. Jak to zrobić?
A.B.: Zgłaszasz się wtedy do brokera lub sam wystawiasz na zagranicznej aukcji.  

Brzmi jak złoty interes!
A.B.: Pamiętaj, że przyrost jej wartości, to – na razie – teoria. W praktyce wygląda to tak, że ktoś musi jeszcze chcieć ją od ciebie kupić – tak jak 
z akcjami na giełdzie. A jeśli wystawisz butelkę na aukcji, może nie osiągnąć ceny minimalnej, którą ustawiłeś. Wyjście z inwestycji nie trwa więc kilka dni, to bardziej złożony proces.

Jaki trzeba mieć budżet, żeby zacząć inwestować w whisky?
A.B.: Na początek sugeruję niewielkie kwoty. Najlepiej takie, które możesz „zamrozić” na dłuższy czas. Ale też i dlatego, żeby sprawdzić cały proces, przetrzeć sobie szlak, licząc się ze stratami, np. przez nieuczciwych pośredników.

Jak Polska stoi na tym rynku? Polacy dużo inwestują?
A.B.: Oprę się na tym, co wiem od dużych graczy. Przyrost sprzedaży detalicznej single maltów to 23 procent w ostatnim roku, zaś przyrost liczby inwestorów to aż 34 procent. Nie ma co prawda żadnego rejestru, więc trudno to oceniać twardymi liczbami, ale ja też zauważam olbrzymi wzrost zainteresowania tą formą inwestycji. Oczywiście daleko nam do Azji, która stoi w tej dziedzinie najmocniej, natomiast da się zauważyć nad Wisłą ten trend.

To ilu może być inwestorów w whisky w Polsce? W nieruchomości inwestuje już „prawie każdy”.
A.B.: Myślę, że jest to kilka tysięcy osób. Jest więc zatem miejsce dla nowych chętnych. W nieruchomościach jest duży próg wejścia, mu-sisz mieć spory kapitał. W przypadku whisky początkujący inwestorzy przeznaczają na to 300–500 zł miesięcznie, więc mocno 
nie obciąża to budżetu domowego.

Myślisz, że mogę mieć coś w barku, co warto potrzymać, zamiast otwierać z okazji zbliżającego się weekendu?
A.B.: Czasem kolekcje rosną przez przypadek. Zdarza się, że ktoś kupił butelkę do wypicia albo dostał w prezencie, ale zapomniał o niej 
i stała w głębi szafy. Po czasie okazuje się, że ta whisky osiąga na aukcji niebotyczną kwotę, warto więc zrewidować swoje zapasy.

Czyli może się okazać, że lekarze dostają „w podzięce” od pacjentów kupony lotto?
A.B.: Trochę tak, ale to zależy. Jeżeli jest wyjątkowe wydanie, krótka seria, edycja okolicznościowa, to warto sprawdzić we wspomnianych bazach whisky w internecie, bo może się okazać, że mają w kolekcji białego kruka.

Inne alkohole, poza oczywistym winem, nie wchodzą w grę? Pamiętam, że dawniej ojciec popijał drogie koniaki. Drogiej wódki nie kojarzę. A może rum, którego też więcej spożywamy?
A.B.: Koniak to już nie ten moment, jesteś po okresie jego dominacji, aczkolwiek może jeszcze kiedyś wróci do łask. Rum jak najbardziej, natomiast zasady jego wytwarzania nie do końca są jasno uregulowane, więc może być to ryzykowne. Jeśli miałbym rekomendować, to sugerowałbym zakup czegoś niezwykłego, ale niekoniecznie drogiego z wachlarza rumów i trzymanie tego w długim terminie. Myślę, że za jakieś 10 lat zysk będzie bardzo duży.

Ustawiając alkoholową piramidę inwestorską, co po kolei w niej by się znalazło?
A.B.: U podstawy whisky, później wina i potem cała reszta. No może rumy zasługują na oddzielne piętro w tym układzie.

Czy za chwilę wśród znajomych będę miał więcej osób inwestujących w whisky niż w nieruchomości?

A.B.: Możliwe. Ale to będzie mniej irytujące niż ze specami od nieruchomości – pamiętaj o zasadzie inwestycji w trzy butelki konkretnej whisky. Po ich zakupie zawsze bądź w pobliżu, żeby pogratulować transakcji – na pewno  będzie czym oblewać. 

Artur B. Brzychcy - uczeń Iana Williamsa - jednego z najlepszych malt masterów XX w. Od 13 lat regularnie odwiedza prestiżowe szkockie destylarnie, a od 2014 r. selekcjonuje beczki najlepszych whisky. Jest założycielem i głównym ekspertem loży Dżentelmenów, stowarzyszenia specjalistów dobrego smaku i towarów luksusowych. Celem działalności loży jest ukazywania bogactwa aromatów i smaków zamkniętych w kieliszkach wina, szklaneczce whisky czy niebieskim dymie cygara. Loża Dżentelmenów selekcjonuje ekskluzywne i unikatowe beczki szkockiej whisky, której smakiem dzieli się z polskimi fanami szlachetnego trunku, kolekcjonerami oraz inwestorami. 



Rozmawiał Paweł Jaśkowski




Wywiad pochodzi z CKM nr 10 (254) Październik 2019.  



Dodał(a): Adam Barabasz / Łukasz Falkowski / Studio MMP Wtorek 05.11.2019