Złodziej sam zgłosił się na policję. Okradzeni grozili mu maczetą

Zapewne, gdy byliście dziećmi i mieliście problemy z agresywnymi rówieśnikami, wasi ojcowie zapowiadali, że zrobią z nimi porządek i osobiście wymierzą sprawiedliwość. Zazwyczaj nic poważnego z tego nie wychodziło, ale niedawno finał takiej sprawy miał miejsce na komisariacie. Złodziej ukradł kobiecie telefon, a gdy do akcji wkroczył jej ojciec i mąż, facet sam zgłosił się na policję.

Zrzut ekranu 2021-10-5 o 14.41.51.png


Kobieta straciła telefon w komunikacji miejskiej. Wiedziała, że nie mógł jej wypaść, tylko najprawdopodobniej padła ofiarą kradzieży. Szczęśliwie smartfon miał funkcję sprawdzenia lokalizacji nawet, gdy był wyłączony. Na początku pokrzywdzona udała się na komisariat. Towarzyszył jej 30–letni mąż. Okazało się, że był miał on już problem z prawem ze względu na stosowanie gróźb karalnych. 


Policjanci przyjęli zgłoszenie, ale 30–latek wpadł na pomysł, by samodzielnie rozwiązać sprawę. Namierzył złodzieja i powiedział o tym 49–letniemu teściowi. "Ze wstępnych ustaleń wynika, że 49-latek miał wsiąść do toyoty mężczyzny podejrzanego o kradzież z maczetą w ręku i grozić mu obcięciem rąk i nóg. Groźby były na tyle realne i wzbudziły obawę ich spełnienia w podejrzanym, że natychmiast zwrócił on urządzenie" – mówił podkomisarz Robert Koniuszy z komendy rejonowej Warszawa II.
Na tym jednak sprawa się nie skończyła. Dwójka mężczyzn żądała zadośćuczynienia od złodzieja w postaci 3,5 tysiąca złotych. Gdy ten powiedział, że nie ma takiej kwoty, zarekwirowali mu auto. Zmusili go do podpisania fikcyjnej umowy (napisanej "na kolanie" w notesie 49–latka) w której godzi się na "sprzedanie" samochodu. Mężczyźni powiedzieli, ze zwrócą mu auto po zapłaceniu przez złodzieja 3,5 tys. zł.

"Mimo swojego wcześniejszego czynu, mężczyzna poczuł się pokrzywdzony przez dwóch mężczyzn, którzy chcieli pomścić krzywdy bliskiej dla nich osoby. Wpadł więc na pomysł przygotowania kwoty w banknotach, które sfotografował przed wykupieniem swojego auta. Po transakcji i odzyskaniu toyoty udał się na policję, gdzie zawiadomił o wymuszeniu rozbójniczym, którego dopuścili się na nim panowie z maczetą. Kwestie wcześniejszej kradzieży smartfona zataił" - informował podkomisarz Koniuszy.

Dopiero podczas, gdy policjanci zatrzymali 30–latka i jego teścia, dowiedzieli się o fachu "poszkodowanego". Gdy wyszło na jaw, że początkiem sprawy jest kradzież telefonu, dostał podwójny status. Co to oznacza? Z jednej strony był pokrzywdzony, z drugiej zaś sprawcą. Mężczyzna usłyszał już zarzuty. Za kradzieże może mu grozić nawet 5 lat pozbawienia wolności. 

49–latek z kolei, wraz ze swoim zięciem, mogą spędzić 10 lat za kratami. Wszystko przez prokuratorskie zarzuty wymuszenia rozbójniczego. 

Gorzej, gdy wszyscy przypadkiem trafiliby do jednej celi. Zważywszy na tendencje 30–latka i jego teścia do samodzielnego wymierzania sprawiedliwości według ich kryteriów, te 5 lat może być zdecydowanie za długim wyrokiem dla kieszonkowca. 

Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / fot.: Warszawska Policja Wtorek 05.10.2021