Moto
Piątek 17.06.2016, Paweł Jaśkowski
Demolka muscle carów w slo mo
Ile musiało zginąć Mustangów, Camaro i Challengerów, by sklasyfikować ich bezpieczeństwo?! Zawsze zastanawiam się, co dzieje się dalej z takimi furami? Niektórzy twierdzą, że pakuje się je na statek do Polski. Tu podobno wszystko się wyklepie i będzie błyszczeć w ogłoszeniu. Póki co daj się zahipnotyzować crash testami muscle carów w slow motion. W sumie na potrzeby tego filmu „uśmiercono” kilkanaście takich fur.
Jak zaznacza szef instytutu, który rozbił już tysiące aut, ludzie wybierający mocarne samochody, nie zwracają większej uwagi na ich bezpieczeństwo. No bo typowy amerykański muscle car kojarzy się z potężną mocą, umięśnioną sylwetką, olbrzymim spalaniem i ryczącą V8 pod maską.
Oszałamiające prędkości, szaleńcze przyspieszenia i wielkie przeciążenia wymagają precyzji, opanowania i świetnych umiejętności od kierowcy. Ale muscle cara może kupić każdy, bez względu na doświadczenie na drodze. Z założenia te wozy powinny więc być przygotowane na niespodzianki w trudnych okolicznościach. W rzeczywistości wygląda to jednak nieco inaczej.
Na starcie Adrian Lund - szef Insurance Institute for Highway Safety (coś w rodzaju europejskiego NCAP) – mówi, że żaden z testowanych wozów nie należy do najbezpieczniejszych. Podkreśla jednak, że mają inne role do odegrania.
Ford Mustang spisuje się dobrze, ale że gdyby poprawili pewne drobnostki, byłoby wyśmienicie. Jest o krok od Top Safety Pick, czyli nagrody dla najbezpieczniejszego auta w danej kategorii. Adrian Lund chwali system wczesnego wykrywania kolizji. To dla niego kluczowa sprawa, bo dzięki niej można uniknąć części aranżowanych przez jego instytut zdarzeń.
Z kolei Dodge Challenger, według Adriana, nie stanowił konkurencji dla pozostałych aut. Przede wszystkim chodzi o częściowe uderzenie czołowe. Podczas kolizji koło cofnęło się do przedziału kierowcy, co w rzeczywistości powoduje zgniatanie nóg kierowcy. Podczas testu manekin stracił stopę. Na szczęście jemu można ją z powrotem dokręcić.
Chevrolet Camaro zaliczył testy na poziomie „akceptowalnym”. Koło nie wbiło się do środka auta, a obręcz zgrabnie rozpadła na mniej inwazyjne kawałki. „Klatka bezpieczeństwa” pozostała niezmieniona, a manekiny nie odniosły większych obrażeń. Jednak również nie zasłużył na wyróżnienie Top Safety Pick ze względu na słabą wytrzymałość dachu i brak systemu zapobiegania kolizjom czołowym.