BMW M2 ukradzione "na walizkę". Jest nagranie
Każdy, kto chce kraść naprawdę drogie samochody ,musi trochę zainwestować, bo sprzęt trochę kosztuje. Dlatego też nie opłaca się kraść tanich samochodów, bo taki biznes po prostu się nie zwraca.
Metoda kradzieży na walizkę jest dość prosta, ale oprócz sprzętu wymaga również zaangażowania dodatkowych „pracowników”. Najlepiej, jeśli działają w trójkę, ale w parze też powinno pójść sprawnie.
Pierwszy z zespołu staje przy drzwiach frontowych domu, bo tam zazwyczaj po drugiej stronie zostawia się kluczyki do samochodu. I tu zaczyna się technologiczna magia: specjalny skaner wzmacnia sygnał kluczyka, który zostaje przesłany do drugiego złodzieja stojącego przy samochodzie (zazwyczaj w rogu maski).
Trzeci z kolei czeka przy samym samochodzie z tzw. „walizką” i czeka, aż sygnał pokona wszystkie zabezpieczenia. Kiedy wszystko jest gotowe do działania, najzwyczajniej w świecie wsiada do samochodu i odjeżdża.
ZOBACZ TAKŻE: MNIEJ KONTROLI TRZEŹWOŚCI. WINNY OCZYWIŚCIE... KORONAWIRUS
Trzeci z kolei czeka przy samym samochodzie z tzw. „walizką” i czeka, aż sygnał pokona wszystkie zabezpieczenia. Kiedy wszystko jest gotowe do działania, najzwyczajniej w świecie wsiada do samochodu i odjeżdża.
ZOBACZ TAKŻE: MNIEJ KONTROLI TRZEŹWOŚCI. WINNY OCZYWIŚCIE... KORONAWIRUS
Okazuje się, że stara metoda wciąż ma swoich zwolenników i nadal działa, o czym przekonał się Tomasz z Bełchatowa. Złodzieje potrzebowali dokładnie 2,5 minuty na uprowadzenie BMW M2 spod jego drzwi.
Całość zdarzenia zarejestrowały kamery monitoringu, a nagranie zostało opublikowane przez poszkodowanego. W opisie filmiku wrzuconego na YouTube właściciel skradzionego samochodu przestrzega przed pozostawianiem niezabezpieczonych kluczyków blisko drzwi wejściowych.
Całość zdarzenia zarejestrowały kamery monitoringu, a nagranie zostało opublikowane przez poszkodowanego. W opisie filmiku wrzuconego na YouTube właściciel skradzionego samochodu przestrzega przed pozostawianiem niezabezpieczonych kluczyków blisko drzwi wejściowych.
Dzięki GPS-owi odpornemu na zakłócanie auto udało się zlokalizować po ok. 1,5 w odległości 40 km od domu pana Tomasza. Samochód miał już zmienione rejestracje był zaparkowany i odpalony. Przypuszcza się, że złodzieje chcieli sprawdzić, czy auto nie jest namierzane. I zgodnie z ich przypuszczeniami było.
Ostatecznie auto wróciło do właściciela, jednak nie udało się odzyskać oryginalnych tablic opatrzonych napisem „SO YOLO”. O pomoc w odnalezieniu tablic prawowity posiadacz zwrócił się na do obserwatorów na Instagramie.
ZOBACZ GALERIĘ: POLSKA POLICJA SIĘ ZBROI
ZOBACZ GALERIĘ: POLSKA POLICJA SIĘ ZBROI
