Kary za jazdę „na zderzaku” – rząd planuje wprowadzić nowe przepisy

Jazda „na zderzaku”, „siedzenie na tyłku”, czy po prostu zbyt bliskie podjeżdżanie pod samochód przed – jak zwał, tak zwał. Ministerstwo infrastruktury planuje wprowadzić kary za to wykroczenie drogowe.
highway-1277246_1920.jpg

Kojarzycie tych typków na autostradach i drogach szybkiego ruchu, którzy jeżdżą, jakby mieli pełny pęcherz, i szukali najbliższej toalety, a gdy tylko ktoś w porę nie zjedzie przed nimi z drogi, to podjeżdżają pod sam zderzak i napierdzielają długimi światłami? No właśnie. Już niedługo taki gość za coś takiego dostanie spory mandat.

Bo choć co prawda w polskim kodeksie ruchu drogowego istnieje zapis o konieczności utrzymywania właściwej odległości między poprzedzającym samochodem, to ani nigdzie nie jest napisane, ile ma ta odległość wynosić, ani też drogówka za bardzo nie ma jak tego przepisu wyegzekwować. W praktyce może karać kierowców w zasadzie jedynie po fakcie, czyli po kolizji.

Teraz ma się to jednak zmienić. Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego przy ministerstwie infrastruktury ma zamiar najpierw przeanalizować istniejące przepisy regulujące odległość między autami w trakcie jazdy po drogach szybkiego ruchu, a w 2019 roku przedstawić propozycję stosownych zmian.

Z jednej strony chodzi o ustalenie konkretnej odległości (przy prędkości autostradowej  140 km/h powinno to być ok. 40-50 metrów), a z drugiej – o konkretne kary czekające za złamanie przepisu. Miejmy nadzieję, że, wzorem Niemiec, będą one jak najwyższe.

Dodał(a): Tomek Makowski/ fot. pixabay Środa 11.04.2018