Opener Festival 2013 - relacja z wydarzenia
Jeśli chodzi o charyzmę i kontakt z publiką, największe wyrazy uznania dla Skunk Anansie z niesamowitą Skin na czele i Nicka Cave'a z zespołem. Oba bandy dosłownie rozwaliły system, a ich wokaliści zrobili zadymę jakiej Open'er dawno nie widział. Frontmani nie tylko stale zwracali się do tłumu, ale dosłownie (!) poszli o krok dalej i wylądowali pośród niego. Szczęśliwcy, do których się zaliczam, mieli więc okazję dotknąć jędrnych pośladków wokalistki Skunk Anansie, która nie przestając śpiewać, płynęła na fali oraz złapać za co chcieli Nicka Cave'a, stającego na ramionach rozgorączkowanych fanów.
Ciężko za to stwierdzić, który koncert był najlepszy, bo poziom muzyczny w tym roku był naprawdę bardzo wysoki, ale w czołówce bez zastanowienia wymieniam: Arctic Monkeys (jeśli można zerżnąć czyjś mózg, to mam wrażenie, że oni właśnie to zrobili), Queens of The Stone Age i... Marię Peszek, która pokazała jakim jest scenicznym zwierzęciem i dała z siebie 100% do tego stopnia, że ludzie nie pozwolili jej zejść ze sceny i puścili ją dopiero po czwartym (!) bisie!
Z kolei w kategorii największych rozczarowań, pierwsze miejsce ma u mnie Kings of Leon. Jeśli chodzi o TAKI zespół, poprzeczka jest już baaardzo wysoka i niestety moim zdaniem chłopaki nie dali rady jej przeskoczyć. Brakowało energii, czadu i charyzmy i nawet "Sex on fire", który zespół zostawił na bis, jakoś nie porwał tłumu, tak jakby się można było tego spodziewać. Z resztą wystarczającym argumentem jest to, że po jego zagraniu, większość ludzi po prostu sobie poszła, mimo że Kingsi grali jeszcze jeden kawałek. Nie zgadzam się również z zachwytami nad Blur. Jak dla mnie muzycy z Wielkiej Brytanii grali bez powera, polotu, a wszystko jakoś się rozjeżdżało, pozostawiając człowieka w stanie zawieszenia i sachary w majtach.
Tak czy inaczej, warto było wybrać się na Opner Festival 2013 i przeżyć te wszystkie muzyczne doznania. Za rok też nie może nas tam zabraknąć!