CKM: Ile lat spędziłeś w rokendrolowym biznesie?
Titus: Trwa dwudziesty szósty rok.
CKM: Masz wizerunek gościa, który non–stop imprezuje i nie bierze jeńców. Gdybyś naprawdę tak żył przez ćwierć wieku to dużo by z ciebie nie zostało. Nie idziesz śladem Lemmy’ego, lidera grupy Motörhead, który bawi się swoim wizerunkiem opowiadając niestworzone historie? Na przykład taką, że gdy pękają mu spodnie, nie kupuje nowych tylko maluje skórę w miejscu pęknięcia czarną farbą?
T.: Nie wiem, czy to moja zasługa czy mediów, które kreują mój wizerunek. Ale jeśli chodzi o malowanie nogi na czarno to coś w tym jest. Dwa lata temu śpiewałem duet z Kaśką Nosowską podczas „Męskiego Grania”. Dwie minuty przed wejściem na scenę pierdolnęły mi skórzane spodnie na prawym udzie! Musiałem improwizować. Nie było czasu na malowanie nogi na czarno, zawołałem więc do technicznych: „Weźcie czarny gafer (taśma naprawcza – przyp. Jaok) i oklejcie mi prawą girę od kolana w górę!” Więc to, że Lemmy maluję nogi sprayem, może być prawdą. No, ale też sądzę, że Lemmy trochę bawi się swoim wizerunkiem. Pamiętaj, że to rocznik 1945 i nie przypuszczam, żeby „łoił” codziennie. Musi robić przerwy.
CKM: Motörhead będzie w Warszawie latem tego roku. Cieszysz się?
T.: Prosiłem mojego menadżera, żeby wybadał czy jest szansa, żeby nas podłączyć pod ten koncert. Bo z wielką przyjemnością drugi raz bym z chłopakami zagrał.
CKM: A pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy mieliście grać z Motörheadami, ale nie wyszło? Mieliście jechać z nimi w trasę, ale... nie dostaliście paszportów.
T.: Stara historia. To był 1990 rok, tuż po europejskiej premierze naszego debiutanckiego albumu „Are You a Rebel?”. Mieliśmy zabukowanych ponad dwadzieścia wspólnych koncertów… Jako fan przeżyłem to mocno. Lemmy’ego zobaczyłem wiele lat później, gdy poszedłem na koncert Motörhead ze starszym synem. Chciałem mu pokazać, czym jest rock&roll. To było surrealistyczne doznanie. Zaczęli od „Iron Fist”, a ja nie mogłem uwierzyć że tam stoję. Kurwa, ja pierdolę, to było coś niesamowitego!
CKM: W latach 90. wydawało się, że Acid Drinkers zrobią karierę na świecie. Mimo dobrego brzmienia i tekstów po angielsku, wyszło inaczej. Dlaczego?
T.: A bo ja wiem? Behemoth, czy Vader świetnie się sprzedają na zachodzie. Może jest to kwestia polityki zespołu? Nigdy się nie pchaliśmy na zachód. Zawsze świetnie bawiliśmy się w Polsce, wychodząc z założenia, że jeśli będą nas chcieli, to się odezwą.
CKM: Pierwsze albumy „Acidów” dobrze się sprzedały w Europie.
T.: W 1992 roku byłem w Berlinie z Robertem „Litzą” Friedrichem, wówczas gitarzystą w zespole. Na ścianie „World of Music”, cholernie dużego sklepu muzycznego, wisiały dwa ogromne plakaty – Suicidal Tendencies „Lights... Camera... Revolution!”, a pod nim wielki plakat Acid Drinkers „Are You a Rebel?”.
CKM: Jak się poczułeś?
T.: Genialnie. Stałem przed wielkim sklepem muzycznym, na którym wisiał ogromny plakat reklamujący nasz pierwszy album i to było naprawdę wspaniałe. Z drugiej strony, zadałem sobie pytanie: „Czy nie za szybko?”
CKM: Zdarzyło ci się mieszkać za granicą?
T.: Nigdy.
CKM: To skąd u ciebie ten amerykański akcent?
T.: Akcent w polskim i angielskim mamy taki sam, na przedostatnią sylabę.
CKM: No dobra, ale zupełnie inaczej wymawiamy anglojęzyczne nazwy. Ty wymawiasz je, jakbyś kawał życia spędził w Kalifornii.
T.: No może i tak jest… Nie wiem, skąd to się wzięło. Może po prostu kwestia dobrego słuchu. Gdy oglądam jakieś materiały o zespołach, natychmiast przejmuje wymowę nazwisk czy nazw własnych. To się dzieje samoczynnie.
CKM: Mówisz biegle po angielsku?
T.: Nie. Ale dogadam się, jeśli muszę.
CKM: Śpiewasz po angielsku. Z tego co wiem, twoja praca nad tekstami wygląda tak, że zapisujesz słowa trochę po angielsku, trochę po polsku, a potem ktoś bierze to na warsztat i przerabia…
T.: Dokładnie tak. Marcin Leitgeber, bębniarz mojej kapeli „Titus Tommy Gun” robi tak ze wszystkimi moimi tekstami od jakichś siedmiu lat. Piszę trochę po polsku, trochę w języku
rokendrola. Potem to wszystko idzie do Wika (Marcin ma ksywę Wiking, bo wygląda jak wiking – przyp. Jaok). On mi to potem odsyła i efekt zawsze jest świetny, bo nie dość, że Marcin zna język, to jest rockersem i wie, jak powinna wyglądać rockowa fraza.
CKM: Nie każdy czytelnik CKM zna twórczość Acid Drinkers, do tego nie każdy fan zna angielski. O czym ty w ogóle śpiewasz?
T.: Poeta nie lubi tłumaczyć się ze swoich tekstów, ale mogę powiedzieć, że opowiadam o rzeczach, które widziałem, słyszałem i przeżyłem. Nie tworzę historii o smokach, nie szukam odpowiedzi na pytanie: „Jak żyć?”
CKM: Uważasz się za barda?
T.: Nie! Bardem jest mój znakomity kolega Maciej Maleńczuk.
CKM: W takim razie – kim jesteś?
T.: Jestem facetem, który się dobrze bawi. To najbardziej cenię w rokendrolu. Mówię ci, nie ma lepszej pracy, niż granie w zespole rockowym.
CKM: Robisz to, co kochasz i jeszcze ci za to płacą...
T.: Racja, czasem im się to zdarza.
CKM: Chcesz mi wmówić, że twoje życie to niekończąca się impreza?
T.: Przyznaję – czasami robimy przerwy w imprezowaniu. Za to pierwsze dwadzieścia dwa lata istnienia Acidów to była nieustająca impreza. Teraz trochę się zmieniło. Niedawno mieliśmy w pełni zasłużoną przerwę.
CKM: Po ćwierć wieku nadal liczy się przede wszystkim balangowanie? A nie – granie koncertów, płyty?
T.: Wszystkie te rzeczy są tak samo ważne. Trzeba tylko zachować proporcje. Nie możesz po „afterku” iść do studia. Jeśli chodzi o koncerty, to jest trochę więcej luzu, ale nie wypada przecież wytoczyć się na scenę.
CKM: To chyba się nie zdarzyło, albo przynajmniej nikt nie nagrał jak Acid Drinkers przewracają się na scenie…
T.: Nie będę ukrywał, że nieraz setnie się ubawiliśmy przed wyjściem na scenę. Na szczęście band jest cholernie sprawny i nie było tego słychać (śmiech).
CKM: Czy to prawda, że twoją drugą największą pasją, po muzyce, jest gotowanie?
T.: Nie… Po prostu lubię pokręcić się po kuchni. Zwłaszcza, że moja małżonka jest wiecznie na diecie, więc ja gotuję dla siebie i synów. Lubię kuchnię prostą i konkretną – albo po polsku albo po włosku. Celebruję przygotowywanie posiłków, zazwyczaj latam po kuchni przez półtorej godziny i z elegancją podaję dania na stół. Nawet najprostszą potrawę staram się zaserwować efektownie. Dlaczego? Bo tak lubię. Po prostu.
CKM: Dobra, to podaj po jednej potrawie, w której się specjalizujesz. Weźmy kuchnię polską i włoską.
T.: O kurde, teraz mnie zagiąłeś. Czekaj… Wiem! Kurczak curry w śmietanie. Nie wiem czy to włoskie danie, ważne, że moi chłopcy to uwielbiają. A jeśli chodzi o polskie potrawy, to klasycznie – gulasz z kaszą. Klasyczny gulasz z klasyczną kaszą, kurwa!
CKM: Kasza to mało rokendrolowy temat w rozmowie z liderem najbardziej rokendrolowej kapeli
w Polsce. Czym w ogóle jest dla ciebie rokendrol?
T.: Nie chcę odgrzewać starych kotletów, że to nie rodzaj muzyki, tylko styl życia... ale niestety tak jest. David Lee Roth powiedział kiedyś, że rokendrol to znaczy „nigdy nie mówić przepraszam”. Ta definicja jest mi najbliższa.
CKM: Nie przepraszasz?
T.: Nie.
CKM: A nie nudzi ci się balangowanie? Wolisz imprezować w pokojach hotelowych niż wrócić do
domowego ogniska?
T.: Lubię swój dom, lubię jego atmosferę. Kiedy tylko mogę, zjeżdżam na chatę. W zeszłym roku chyba ze sto dni przepierdoliłem w hotelach. To dla mnie bardzo dużo. Dlatego uwielbiam wracać do domu. Lubię czasem pomieszkać w hotelu, bo nie muszę sprzątać, ale trzeba zachować, kurwa, równowagę. Trzeba wiedzieć kiedy zjechać na chatę, tak żeby twój własny pies się na ciebie nie rzucił.
CKM: Masz psa?
T.: Dwa. Owczarka niemieckiego i gończego polskiego.
CKM: Gończy? Co to za rasa?
T.: Owczarek gończy polski. Polska rasa myśliwska.
CKM: Jesteś myśliwym?
T.: Czasem wieczorem poluję na otwarty monopolowy.
CKM: A jaki masz stosunek do broni palnej? Lubisz strzelić coś innego niż szklaneczkę „Jacka”?
T.: Wystrzelałem się w wojsku. Tam sporo waliłem z kałacha. Po „woju” nie odczuwałem takiej potrzeby.
CKM: Odsłużyłeś wojsko w pełnym wymiarze?
T.: Tak, byłem dwa lata w lotnictwie. Byłem mechanikiem MIG-a.
CKM: Potrafiłbyś naprawić samolot wojskowy?
T.: Co najwyżej zepsuć. Nigdy nie naprawialiśmy samolotów. Po prostu przygotowywaliśmy je do lotów. Ja byłem od osprzętu, czyli od tych wszystkich zegarów w kabinie.
CKM: To prawie jak praca przy konsolecie w studiu?
T.: Dokładnie. To mniej więcej taka sama robota (śmiech).
CKM: Lubisz grać głośno?
T.: Tak, do tego stopnia, że mój techniczny musiał zalepić gałkę od głośności gafrem. Granie rocka musi być potwornie głośne. Uwielbiam to, lubię dostać decybelami po głowie. Kiedyś spytałem Wójcika, naszego akustyka, ile ma Motörhead „na przodach”. „123 decybele” – odpowiedział.
„W takim razie ustawiaj nas o jeden decybel więcej” – odpowiedziałem.
CKM: Wielu ludzi twierdzi, że fatum wisi nad „posadą” gitarzysty Acid Drinkers…
T.: Masz na myśli to, że tak często się zmieniają? Litza miał dosyć gry w zespole w 1998 roku. Prawdę mówiąc, do dzisiaj nie wiem dlaczego…
CKM: Nie znalazłeś odpowiedzi?
T.: Zrozumiałem go. Albo inaczej... Nie zrozumiałem, ale stwierdziłem: „Okej. Skoro tak, to w porządku, nie będę nikogo do niczego zmuszał”. Po nim był Perła, on po czterech latach miał dosyć, wszystkiego. Po nim był Lipa, który dosyć miał po trzynastu miesiącach. W wywiadzie przyznał, że był wówczas tak naćpany wódą, że czuł się po prostu chory. No ale fakt, w tamtym czasie bawiliśmy się non stop, 24/7. Jeżeli ktoś ma słaby organizm, nie polecałbym mu pracy w Acid Drinkers. Potem był nieodżałowany Olo, który wytrzymał cztery lata i umarł. Może tu akurat możemy użyć słowa fatum. Olo schodząc ze sceny w Krakowie, po ostatnim koncercie trasy promującej płytę „Versets of steel”, powiedział: „Teraz to mogę umrzeć!” I, kurwa, umarł (cisza).
Dlatego, schodząc ze sceny, nigdy nie mówię „Teraz to już mogę to czy tamto”. Sam rozumiesz dlaczego.
CKM: A Yankiel, obecny gitarzysta, nie czuje się zagrożony?
T.: Nie wspominał o tym, ale kto wie. Nie je mięsa, zdrowo się odżywia, nie pije wódki. To kiepsko rokuje (śmiech).
CKM: To chyba dość nietypowe jak na „kwasożłopa”?
T.: Ratuje go to, że wypija codziennie pięć, sześć butelek wina.
CKM: Jaboli?
T.: Nie, pije normalne. Jabole, które piliśmy kiedyś, teraz bardzo ciężko dostać. Ostatnio, kiedy po długim czasie nieobecności tego trunku w moim życiu, po koncercie na Śląsku dostałem pięć takich win, byłem szczęśliwy jak świnia. Odkorkowałem, powąchałem, wziąłem „łyka”. Smakowało jak w osiemdziesiątym drugim.
CKM: Zdarza ci się kupić wino z wyższej półki?
T.: Nigdy.
CKM: Ile prawdy jest w opowieściach o słynnym chrzcie Acid Drinkers? Mam na mysli picie wina „na hejnał”...
T.: To prawda. Ten, kto dołącza do ekipy, musi obalić flaszkę „kwasa” duszkiem.
CKM: Przez zespół przewinęło się parę osób. Wszystkim udawała się ta sztuka?
T.: Świetnej pamięci Olo wypił wino prawie na dwa razy. Wypił trzy czwarte, wziął oddech, dokończył i zwymiotował. Mac, nasz menadżer, wziął na raz i też po chwili zwymiotował. Lipa wypił „na raz” i było mu mało. Yankiel też wypił „na raz”.
CKM: Czy regulamin chrztu jest jasno określony?
T.: Oczywiście! Po pierwsze jest on obowiązkowy, po drugie trunkiem musi być tanie wino. Chodzi o to, żeby był to konkretny „korbol”, a nie jakiś, kurwa, drogi wynalazek. Maksymalnie za 3,70 zł. Aha, wolno się porzygać. To chyba cały regulamin.
CKM: Pracujesz w jakikolwiek sposób nad formą? Łykasz witaminki, uprawiasz jogging?
T.: Nie używam witamin, nie uprawiam joggingu. Mam po prostu farta i czarną farbę do włosów. Siwienie nie jest takie złe, a przynajmniej zdecydowanie lepsze niż łysienie. Łysienie jest passe (śmiech).
CKM: Wspominany tu często Lemmy wielokrotnie mówił, że będzie grał rokendrola dopóki nie padnie trupem na scenie. A ty? Planujesz emeryturę, jak Budka Suflera?
T.: Nie. Mam nadzieję że, jak Lemmy, padnę na scenie. Nie mam zamiaru, kurwa, odwieszać wiosła na kołek. W rokendrolu nie ma emerytury. Któregoś dnia wchodzisz na scenę i, tak jak Olo, schodzisz... i schodzisz.
CKM: Dzięki za rozmowę, Titus!
T.: Nie ma sprawy. Aha, dla przyjaciół Titi!
Tomasz „Titus” Pukacki
Rocznik 1967, Poznaniak. Basista, wokalista i lider grupy Acid Drinkers. Bardzo aktywny jako muzyk – udziela się także w dwóch innych swoich zespołach: Titus’ Tommy Gun oraz Anti Tank Nun, grał także m.in. z Homo Twist i grupą Albert Rosenfield. Jesienią 2014 roku ukazała się czternasta płyta Acid Drinkers, „25 Cents for a Riff”. W lutym 2015 roku zespół ruszył w ogólnopolską trasę koncertową „25 Upside Down”, w trakcie której Acid Drinkers objadą kluby w całym kraju świętując 25–lecie istnienia grupy.
Wywiad pierwotnie został opublikowany w miesięczniku CKM, w numerze 3/2015